Przedstawiamy Państwu historię powstania KGW Wojciechowianki. To inspirująca opowieść o tym, jak tradycja napędza nowoczesność, a pokolenie matek uczy, wspiera i współdziała z pokoleniem córek. Poniższy tekst jest tym bardziej wartościowy, że napisała go współorganizatorka Koła pani Sylwia Pacześna.

Jestem członkinią Koła Gospodyń Wiejskich Wojciechowianki i chętnie opowiem jak nam się w tym zgromadzeniu żyje…

Często moja mama opowiadała mi, jak dawniej kobiety gromadziły się w świetlicy wiejskiej lub u którejś gospodyni i robiły swetry z wełny, darły pierzę czy nawet piekły wspólnie chleb. Bardzo zazdrościłam im takiej zażyłości. Dziś, w XXI wieku każda z nas jest zabiegana. Większość młodych mieszkanek naszego sołectwa nie tylko prowadzi z mężem gospodarstwo, ale jeszcze pracuje zawodowo. Choć mieszkamy obok siebie, właściwie nic o sobie nie wiemy. Moja mama, która ma teraz 75 lat zawsze powtarzała, że kiedyś byłoby to nie do pomyślenia.

W naszej miejscowości nie było wcześniej zarejestrowanej żadnej działalności typu Koło Gospodyń Wiejskich czy stowarzyszenie, a mimo to wszyscy żyli ze sobą jak brat z bratem. Wzajemnie sobie pomagali. Rzadko było słychać słowa: ja, moje. Wszystko było nasze – wspólne, wiejskie, sąsiedzkie. Wspólne wykopki, sianobranie, odpusty i dożynki. Kobiety razem chowały kurczaki, a potem się nimi dzieliły. Nawet jak pies sąsiada się przybłąkał to się go dokarmiło. Dziś życie i egzystencja młodych kobiet na wsi wygląda zupełnie inaczej, smutne to jest, ale prawdziwe. Zazdrość, nienawiść, każdy sobie rzepkę skrobie

Nasze życie zmieniło powstanie Koła Gospodyń Wiejskich Wojciechowianki. Sołtys podesłał informację o możliwości założenia takiej organizacji do jednej z sąsiadek, która rozpropagowała tę wiadomość wśród innych kobiet. Na pierwsze zebranie przyszło kilkanaście pań, co było na naszej wsi pozytywnym zaskoczeniem. Każda z nas słyszała, że w tych Kołach Gospodyń Wiejskich tak dobrze się dzieje. Byłyśmy zainteresowane co wiąże się dokładnie z takim zgrupowaniem. Kiedy został przeczytany regulamin i wniosek z Agencji i Restrukturyzacji Rolnictwa wszystkie jednogłośnie stwierdziłyśmy, że trzeba spróbować, że trzeba zmienić coś na naszej wsi i w naszym małym społeczeństwie.

Wybór Rady i Przewodniczącej nie był łatwy. Każda z nas bała się odpowiedzialności, bała się o swój cenny czas. Starsze panie jednak namawiały nas na inicjatywę społeczną, obiecały pomoc i zaangażowanie – „Dziewczyny zróbcie to z myślą o nas, my chcemy się czuć potrzebne, będziemy Was wspierać słowem i pracą, my potrzebujemy jeszcze i chcemy coś zrobić dla naszej wsi…”. I tak Sylwia Wypych – moja imienniczka, od której wyszła inicjatywa, została Prezesem naszego Koła, a ja jej zastępczynią. Kojarzyłam tę panią, ale nie znałam jej bliżej. Wiedziałam, że jest w podobnym wieku i ma trójkę dzieci. Jednak nigdy nie pomyślałabym, że przede mną taka głęboka przyjaźń z tą kobietą, ale też że tkwi we mnie potrzeba organizacji i inicjatywy w zakresie udzielania się dla innych, dla swojej wsi, dla bliskiego otoczenia…

29 maja 2019 roku założyłyśmy wspólnie nasze Koło Gospodyń Wiejskich. Na początku podchodziłyśmy i do siebie i do całego KGW z dużą ostrożnością, delikatnością i dystansem. Zaczęły się kolejne spotkania w świetlicy, na które zaczęłyśmy przychodzić coraz chętniej. Wiele wspólnych rozmów, uśmiechów pozwoliło nam się lepiej poznawać. Jednego dnia przyniosła ciasto Sylwia, innego Kasia, a jedna ze starszych sąsiadek zapraszała do degustacji własnej nalewki. Dużo rozmawiałyśmy, pytałyśmy i poznawałyśmy się wzajemnie. Wymiana doświadczeń życiowych, kulinarnych czy nawet sztuki rękodzieła stała się dla nas przyjemnością. Różnice poglądów i różnica wieku naszych mieszkanek nie była dla nas przeszkodą, a wręcz przeciwnie – to była nauka i jedna z ważnych przesłanek nawiązania tak silnej więzi między naszymi lokalnymi kobietami. Młodsze dziewczyny idące z duchem czasu, pokazywały nam radość płynącą z życia, ale również z technologii XXI wieku, która do tej pory nas trochę przerażała. Tradycją i opowieściami z przeszłości napajały nas seniorki KGW. Uczyły nas, że ważne jest to co teraz, to co innowacyjne i przyszłościowe, jednak nigdy żadna z nas nie może zapomnieć o przeszłości, tradycji i korzeniach rodzinnych czy lokalnych. Dla mnie to było ogromne doświadczenie, ogromna radość z towarzystwa tych ludzi. Do tej pory byli tak blisko mnie, a jednak tak daleko. Powstanie Koła Gospodyń Wiejskich zaspokoiło moje więzi sąsiedzkie, dało bezpieczeństwo w tym otoczeniu i niezmierną satysfakcję z przynależności do tej grupy osób.

Koło Gospodyń Wiejskich Wojciechowianki stało się jedną, wielką rodziną. Pamiętnym jak pewnego dnia podczas pieczenia pączków w celu charytatywnym, Pani Grażyna przyniosła stare wycinki z gazet o naszej gminie i wsi. Opowiadała o otwarciu naszej świetlicy, które zbiegło się akurat z Dożynkami. Wszystkie słuchałyśmy z zainteresowaniem. Na starych zdjęciach szukałyśmy swoich starszych sąsiadów czy bliskich. W tym czasie pączki wyrosły ogromne, ale mimo to były smaczne i puszyste. Ogień trzaskający w naszej świetlicy przypominał nam stare dawne czasy i ciepło rodzinne ciepło, które z czasem powstało w naszym Kole Gospodyń Wiejskich Wojciechowianki. To niesamowite, że obcy sobie ludzie przez długie rozmowy, wspólne gotowanie i akcje charytatywne tak zbliżają się do siebie… Niby zwykłe spotkania, a w głębi duszy jednak dzieje się coś o wiele bardziej skomplikowanego.

Nasze wspólne wycieczki; pierwsza do Wrocławia, potem do Krakowa czy na Targi Smaków do Poznania dały mi możliwość przeżycia niezwykłej przygody i odkrycia w sobie niezwykłej energii. Zwiedzanie miejsc dotąd nieznanych to jedno, a czas spędzony z bliskimi sobie ludźmi to cenna zaleta tych wyjazdów. To wtedy również została mi dana dusza przyjacielska – Sylwia, założycielka naszego Koła. Okazało się, że rozumiemy się bez słów, możemy spędzać ze sobą każdą wolną chwilę, a nasze wspólne pomysły i nieznane dotąd zdolności otwierają przed nami nieznane… Patrzymy się na siebie i wiemy co robić. Nie ma dnia, żebyśmy z sobą nie rozmawiały, ale też sprzeczamy się, choć słowa krytyki są dla nas nowym doświadczeniem. Jedna rzuca tylko pomysł, a druga już wie co robić. Inne panie śmieją się, że stałyśmy się zgranym duetem i razem potrafimy zdziałać cuda.

Obie uznałyśmy, że nasze Koło Gospodyń Wiejskich to nie tylko działalność wśród nas, ale i dla nas. „Dajmy coś kochane od siebie dla innych” – powiedziała na jednym z zebrań Prezeska. Zaraz potem zaczęły się akcje charytatywne, np. GaszynChalenge „Pompujemy dla Wojtusia”, gdzie przekazałyśmy zebrane pieniążki dla chorego dziecka. Zbierałyśmy po naszej wsi nakrętki i puszki, co miało pomóc wstać na nogi mieszkance naszego powiatu. W dzień Szpilek solidaryzowałyśmy się z innymi kobietami zakładając buty na obcasie i prezentując zdjęcia na portalach społecznościowych, co dawało chorym dzieciom symboliczne złotówki. „Paczuszka dla Maluszka” – ogromne serca naszych mieszkańców wypełniły samochód po brzegi w potrzebne rzeczy i zostały przekazane do Domu Pomocy Społecznej Zgromadzenia Sióstr Urszulanek w Sieradzu. Łzy połączone z uśmiechem podopiecznych dały nam tyle szczęścia, że przez kolejne dni nie mogłyśmy sobie znaleźć miejsca, tylko nasuwały się myśli „działamy, pomagamy, działamy, pomagamy…”.

W 2022 roku po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni obchodziłyśmy Światowy Dzień Świadomości Autyzmu, biorąc udział w festynie charytatywnym. Na spotkaniu organizacyjnym poznałyśmy rodziców chorych dzieci i Przewodniczącą Fundacji ”Miejmy Nadzieję”. To spotkanie było dla nas wzruszające, Tamte Kobiety uświadomiły nam jak jesteśmy szczęśliwe mając zdrowe dzieci. Całą drogę powrotną płakałyśmy w milczeniu, nie potrzebne były słowa, wiedziałyśmy, że będziemy wspierać tę Fundację, te rodziny. W grupie można zawsze więcej dać od siebie niż działając w pojedynkę. Tego typu akcje nie tylko pomagały innym, ale również nam samym. Dawały nam cenne przemyślenia, żeby cieszyć się z tego co mamy. Uświadomiły, że wzajemne wsparcie i mobilizacja w takim Kole dają ogromne, psychiczne wsparcie. Razem cieszyłyśmy się z każdej przekazanej złotówki i wiedziałyśmy jedno, że nasza Prezeska to czasem taki Jurek Owsiak – będzie pomagała i mobilizowała nas do tej pomocy „do końca świata i jeden dzień dłużej”.

Nadchodzące Święta Bożego Narodzenia nie kojarzyły już nam się tylko z porządkami, zakupem prezentów czy przygotowywaniem w każdym domu potraw wigilijnych. Po co robić to samemu, jak można wspólnie w świetlicy, wymieniając się poglądami i zdolnościami. Żadna z nas nie pomyślałaby nawet, że możemy razem upiec tyle ciast i smakołyków, a potem pochwalić się i rozdać na Kiermaszu Rękodzieła. Śmiechy, śpiewy i radość naszych dzieci spowodowały, że zaraz potem zorganizowałyśmy kolejny kiermasz. Z Mikołajem i Panią Plastyczką robiliśmy piękne bombki, stroiki świąteczne, przyozdabialiśmy pierniki. W świetlicy zgromadzili się prawie wszyscy mieszkańcy, a wspólna kolęda nie miała końca. Organizacja takich spotkań kosztuje nas sporo pracy, ale daje też ogromną satysfakcję i szczęście, że mamy siebie wzajemnie, że potrafimy oderwać nasze dzieci od komputerów, a dziadków od telewizora. Niektórzy z sąsiadów nie widzieli się dawno, są schorowani czy opiekują się wnukami, a takie spotkanie w niedzielne popołudnie wywołało nie jedną łzę wzruszenia. Byłyśmy z Sylwią z siebie dumne, gdy wszyscy nam dziękowali za ten cudowny dzień. Każdy zabrał swoją piękną bombkę do domu i zawiesił na choince. W dniu Wigilii przypomniała ona o cudownych ludziach, którzy mieszkają tak blisko.

Sylwii motto napawało nas optymizmem – „Jak się tylko chce, to zrobi się wszystko, razem możemy góry przenosić”… I tak zaczął się udział w różnych konkursach. Wyróżnienie za udział w wojewódzkim etapie Konkursu Koło ARiMR w sercu wsi, I miejsce w kategorii KGW Roku w powiecie tureckim. I miejsce w Konkursie wielkanocnym dały nam ogromną satysfakcję, ale i mobilizację do działania. Ogromnym wyzwaniem był udział w Festiwalu Polska od Kuchni w Poznaniu, gdzie zajęłyśmy III miejsce w Kategorii Gospodarna i Wyjątkowa oraz III miejsce w Konkursie Kulinarnym. Naszym daniem było Swojskie Jadło weselne, czyli to czego na polskim, tradycyjnym weselu zabraknąć nie może: bigos z grzybkami, kiełbasa swojego wyrobu i własnoręcznie wypieczony chleb. Czasami po nocach nie spałam, myślałam nad pomysłami, i rano byłam wypoczęta. To dziwne, co może obudzić się nagle w człowieku. Bardzo lubiłam te nasze pomysły i wspólne zaangażowanie w naszą działalność. Przy jednym z konkursów powstał nawet wiersz, który naprawdę odzwierciedla to, jak jesteśmy zgrane, a oto jego fragment:

„Stroik nasz oryginalnie a zarazem tradycyjnie powstał. Każda z Pań coś dodała i tak został. Sylwia zająca z materiału wyszyła i watą wypchała, ze starej sukni szmatkę pozyskała. Ilona jajko styropianowe sznurkiem wykleiła, potem koronką sztywną, białą wystroiła. Ela koszyczek ze strychu wykorzystała, mchem obłożyła, narcyzki zasiała. Kasia to już w ogóle artystka nasza: wianek na drzwi wykonała, stokrotki i gniazdo ptaszek okrasza. Dominika z wierzby uwiła wianek, z bukszpanu i palmy też – to dla Wojciechowianek. Dorota naturę kocha i kwiaty hoduje – tulipanami, narcyzami i jęczmieniem zawiaduje. Do tego Seniorka Koła słomy i mchu z obejścia dodała i taka bogata i dziwna kompozycja powstała. Jednak stół wielkanocny w świetlicy teraz ładnie wygląda, aż Sołtys z uśmiechem na nas spogląda. Dzieci z radością jajek dorzuciły, zadowolone bo się coś nauczyły. Stroik może trochę szalony, jednak symbol członkiń z Koła. Jednak na koniec oko cieszy wszystkim dookoła”.

Mamy dużo marzeń, pomysłów i wierzymy, że to się uda. Remont kuchni w świetlicy, powstanie prawdziwej spiżarni, gdzie będą przetwory, soki, wszystko przez nas wspólnie przygotowane z owoców i warzyw z naszych ogrodów. Będziemy uczyć nasze dzieci jak jeść zdrowo, jak można zrobić coś pysznego z tego co mamy. Szkolenia, warsztaty, w przyszłości będziemy prawdziwymi społecznikami i aktywistami. Będziemy pomagać słabszym i potrzebującym, ale będziemy też śpiewać i biesiadować nocami. W końcu jesteśmy i do tańca i do różańca. Szalone i uśmiechnięte, kiedy trzeba poważne i zorganizowane. Jesteśmy tak różne, a zarazem wiąże nas tak wiele. Wojciechowianki, w okolicy już nas znają i do nas się uśmiechają. Gdy trzeba wchodzimy jednymi drzwiami, wypchnięte kroczymy w następne. Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko trudne do zrealizowania, ale wyzwanie trzeba podjąć, dla swojego spokoju duszy…

Dziękuję Wam wszystkim za to, że jesteście. Dziękuję, za to, że powstało to Koło Gospodyń Wiejskich Wojciechowianki. Dziękuję za nowe doświadczenia, za każde dobre słowo i za tę ogromną przyjaźń, która powstała w tym Kole. Sylwia to już nie tylko Prezes naszego zgrupowania, to nasza matka, przewodniczka i moja najlepsza Przyjaciółka. Sylwia nas prowadzi, my podążamy za nią tworząc jedno domowe ognisko. Te kilka słów pozwoliło mi przelać całą radość, która skupiła się w moim sercu przez te trzy lata naszej działalności. Nasze spotkania to nie tylko cenne relacje, to również zdobywanie nowych perspektyw i zrozumienie, czym ta relacja dla nas jest. Chce nam się żyć, chce nam się w tym Kole udzielać, kochamy swoje akcje i życzymy wszystkim Kołom Gospodyń Wiejskich takiego partnerstwa i zrozumienia, a owoców działalności nie będzie końca

Sylwia Pacześna
KGW Wojciechowianki
Fot. Z arch. KGW Wojciechowianki