O sztuce ludowej z perspektywy twórcy i działacza społecznego
Rozmowa Elizy Czapskiej z Edmundem Zielińskim – pomorskim twórcą ludowym, animatorem kultury i Laureatem nagrody im. Oskara Kolberga.
– Kiedy po raz pierwszy zetknął się Pan ze sztuką ludową i stała się ona Pana pasją?
– Ze sztuką w ogóle po raz pierwszy zetknąłem się w szkole w Białachowie, w drugiej klasie. Nasz nauczyciel, młody, energiczny, bardzo przyjazny uczniom człowiek zorganizował teatrzyk kukiełkowy. Dostarczył do klas glinę i dał nam zadanie lepienia główek do kukiełek. Spodobało mi się i po kilkunastu latach zacząłem lepić popiersia znanych osób. Chciałem by ktoś ocenił moje prace, więc napisałem do ówczesnego Wojewódzkiego Domu Twórczości Ludowej w Gdańsku, potem do Ministerstwa Kultury i Sztuki. Przyjechali etnografowie z Gdańska i artysta plastyk z Sopotu. Wśród moich prac zainteresował ich ptaszek z drewna, którego wystukałem ,,mimochodem”. Zachęcili mnie do rzeźbienia w drewnie. Glina była łatwa w obróbce, plastyczna, drewno o wiele trudniejsze. Obiecałem jednak, że coś zrobię. Po miesiącu otrzymałem zaproszenie do wzięcia udziału w wystawie Tradycyjnego Sprzętu i Sztuki Ludowej Kociewia w Starogardzie. To zintensyfikowało moją twórczość do tego stopnia, że lekarz Wrycza ze Zbielewa musiał mi zszywać rozciętą dłoń u nasady kciuka […] Kiedy doszło do otwarcia wystawy, pokazałem moje rzeźbki m.in. szopkę bożonarodzeniową i scenę z Drogi Krzyżowej […] To był mój debiut, później ta wystawa objechała miasta powiatowe naszego województwa. Tak się zaczęło.
– Czy takie instytucje jak, wspomniany przez Pana, Wojewódzki Dom Twórczości Ludowej w Gdańsku wspierały Pana i innych twórców ludowych?
– Tak, od tamtej pory nasiliły się moje kontakty z Wojewódzkim Domem Twórczości Ludowej w Gdańsku […] Byłem zapraszany na różne kursy, w tym scenografii, choreografii czy malarstwa. W tamtym czasie to był zupełnie inny świat. Twórcy ludowi spotykali się na zjazdach. Byli wśród nich rzeźbiarze, hafciarki, plecionkarze, poeci. To byli zasłużeni twórcy, a ja wówczas stałem dopiero na progu drzwi do tego świata […] Kontakty, które nawiązywałem z twórcami ludowymi z naszego regionu w latach 70- tych, były dla mnie bardzo ważne.
– Czy ten okres był istotny dla Pana drogi twórczej?
– Lata siedemdziesiąte XX wieku były w ogóle najlepszym okresem dla powojennej sztuki ludowej. Organizowano liczne wystawy, konkursy, imprezy folklorystyczne. Bardzo ważną rolę pełnił Ogólnopolski Festiwal Folklorystyczny w Płocku. Brałem udział w dziesiątkach wystaw sztuki ludowej na terenie całego kraju […] Wystawiłem też zagranicą m.in. w Danii, na Węgrzech. Dużo moich prac jest w USA, Australii i na wyspach Fidżi w rękach kolekcjonerów prywatnych. Również lata osiemdziesiąte, do momentu przemian ustrojowych, były sprzyjające dla ludowej twórczości.
– Czy muzea regionalne wykazywały wówczas również większe zainteresowanie rękodziełem ludowym?
– Oczywiście. Kiedyś począwszy od lat 60-tych do początku lat 90-tych muzea każdego roku kupowały wyroby rękodzielnicze do swoich zbiorów. Jak jest dziś, wszyscy wiemy. Dobrze, że są wśród nas darczyńcy, którzy swoje prace przekazują do zbiorów muzealnych […]
– Co znaczy autentyczność w sztuce ludowej?
– Mogę powiedzieć na swoim przykładzie, że zawsze chciałem tworzyć, a nie produkować. Nigdy nie starałem się być za wszelką cenę w czołówce. Raz robi się coś dobrego, innym razem mniej. I na tym chyba polega poszukiwanie w swojej sztuce właściwego kierunku […] Słyszę nieraz jak klient na jarmarku przy stoisku rzeźbiarza ludowego, szuka rzeźby w stylu ludowym, a twórca mu dopowiada, że zrobi mu jaką sobie zamówi. Gdzie jest więc dziś ta autentyczność ludowa?
– Czy w sklepach Cepelii znajdziemy autentyczne wyroby ludowe, o jakich Pan mówi?
-Liczne sklepy Cepelii z wyrobami rękodzieła ludowego dawały kiedyś gwarancję autentyczności dzieł. Skup odbywał się przez Komisję Ocen Etnograficznych i Artystycznych żaden ,,knot” nie miał prawa znaleźć się na półce sklepowej. Dzisiaj brak jest podobnej instytucji. Samowola sprawia, że przeciętny obywatel nie ma zupełnie rozeznania, co jest jeszcze w konwencji tradycyjnego rękodzieła ludowego, a co już wykroczyło poza jego ramy.
– Które ze swoich dzieł darzy Pan największym sentymentem?
– Największym osiągnięciem i wydarzeniem dla mnie był osobisty udział w budowie ołtarza papieskiego w Sopocie. Prace koordynował wspaniały scenograf Marian Kołodziej. W znacznym stopniu wpłynął on na moją rzeźbę i spojrzenie na sztukę z właściwej strony. Ołtarz, do którego rzeźbiarze ludowi Pomorza wykonywali figury i kapliczki, zapisał się na stałe w naszym krajobrazie. Wiele z tych kapliczek i figur zdobi nasze świątynie, stoją na rozstajach dróg, zdobią przydomowe kapliczki.
– Przez 25 lat pełnił Pan funkcję gdańskiego oddziału Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Otaczali Państwo opieką twórców z Kaszub, Kociewia, Borów Tucholskich, Powiśla i Żuław. Kiedy włączył się Pan w pracę tej organizacji?
– Do Stowarzyszenia Twórców Ludowych zostałem przyjęty w 1972 roku […] Dziś nasza organizacja skupia ponad dwa tysiące członków. Organizacyjnie jesteśmy podzieleni na poszczególne Odziały […] Kultura ludowa regionów jest składową kultury całego naszego narodu i tak to należy ujmować. Tak się moje życie ułożyło, że stałem się obywatelem dwóch regionów: Kaszub i Kociewia. W Trójmieście mieszkam prawie pół wieku, ale nigdy nie zapomniałem o mojej rodzinnej ziemi – o Kociewiu.
Red. J.R.
Źródło: Kultura Wsi 2014 nr 2