Rozmowa z Małgorzatą Cielińską, hafciarką ludową z Puław
Małgorzata Cielińska naukę haftowania rozpoczęła już w dzieciństwie. Początkowo uczyła ją mama, ale z ciekawością przyglądała się też pracy innych hafciarek. Jej pierwsze prace powstały na początku lat 70. XX wieku. Były to nieduże serwetki i bieżniki. Z czasem zaczęła tworzyć piękne obrusy zdobione różną techniką i ściegami. Pani Małgorzata jest członkiem Klubu Twórców Ludowych w Puławach, Klubu Twórców Ludowych w Kazimierzu Dolnym oraz Stowarzyszenia Twórców Ludowych oddział w Lublinie. Artystka bierze udział w wystawach zbiorowych, kiermaszach, konkursach, dożynkach, pokazach, uzyskując czołowe miejsca, nagrody i wyróżnienia, m.in. Srebrny Krzyż Zasługi od Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (2009) czy I miejsce w kategorii hafciarstwo podczas Powiatowego Dnia Kultury (2011). Uzyskała również certyfikaty, a tym samym przyznanie znaku promocyjnego przez Lokalną Grupę Działania „Zielony Pierścień” dla wyrobów rękodzielniczych za: strój ludowy powiślański, bluzę haftowaną, bieżnik, serwetki (wszystko wykonane haftem puławskim) oraz fartuch gospodarczy. Obecnie pani Małgorzata zajmuje się odtwarzaniem strojów ludowych swojego regionu. Wykonała już strój Powiśla Puławskiego oraz strój krzczonowski, najczęściej używany na Lubelszczyźnie. Zajmuje się również tworzeniem wyrobów użytkowych jak: fartuchy kuchenne, poduszki ozdobne, pokrowce na telefon, okulary, kosmetyczki z motywami haftu.
Jak idzie sprzedaż?
Niestety jest małe zainteresowanie haftem. Tylko dwie osoby pytały o wyroby. Niewiele osób nawet chciało obejrzeć, nie mówiąc o tym żeby coś kupili.
A czy sprzedaje Pani swoje wyroby w inny sposób np. internetowo?
Nie, do tej pory pracowałam zawodowo i nie miałam na tyle czasu żeby robić i wystawiać swoje wyroby w internecie. I załóżmy, że byłoby jakieś zamówienie, to z braku czasu nie byłoby to możliwe do wykonania.
Czyli wszystko prezentuje Pani na targach i kiermaszach?
Tutaj w Kazimierzu funkcjonuje Stowarzyszenie Twórców Ludowych i Rękodzieła Artystycznego i raz w miesiącu mamy tu swoje imprezy, na których można wystawiać swoje wyroby, pokazać co się robi i jak. Biorę w nich udział i to się cieszy dużym zainteresowaniem.
Dużo osób jest w Stowarzyszeniu?
W stowarzyszeniu jest około 25 osób. Robimy różne rzeczy, nie wszyscy typowo ludowe. Ale wszystkie rzeczy robione są ręcznie. Jakakolwiek by to nie była dziedzina to wszystko robimy sami i sami sprzedajemy. Nie używamy żadnych półproduktów, nie chodzimy na skróty. Ja sama kupuję płótno i nici i na tym pracuję.
Od jak dawna zajmuje się Pani haftem?
Bardzo długo. Zaczęłam haftować jako małe dziecko, miałam może 12 lat.
Skąd takie zainteresowanie? Czy była to tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie w Pani rodzinie?
Tak, tak właśnie było. Haftowania uczyła mnie mama. Mam jeszcze to co wtedy zrobiłam albo co zrobiłyśmy razem – serwetki haftowane wykończone koronką szydełkową.
Czy Pani w domu też udało się przekazać to zamiłowanie do haftu?
Niestety w domu mam syna i wnuczka. Chociaż może coś z tego wnuka będzie bo teraz i chłopaki są bardziej chętni niż kiedyś żeby iść w rękodzieło czy muzykę.
Czy teraz w ogóle młode osoby są zainteresowane haftem i wyrobami hafciarskimi?
Tak, zdarza się zainteresowanie wśród młodzieży.
A dzieci? Może prowadzi Pani warsztaty np. w szkołach?
Koleżanka prowadzi u siebie, bo ma siedlisko (Siedlisko Małgorzaty w Kazimierzu Dolnym). Ona robi tam warsztaty dla dzieci szkolnych.
Ile trwa haftowanie takiej serwetki (średnica ok 25-30 cm)?
Trochę czasu to zajmuje. Zależnie od wzoru, czasem tydzień musze siedzieć nad taką serwetką. Także nakład pracy jest niewspółmierny z ceną wyrobu. A ludzie i tak narzekają, że za drogo.
Jaka jest w takim razie cena takiej serwetki?
Za taką serwetkę biorę 100 zł. Nie sądzę, żeby to było dużo.
Serwetka jest piękna, z całą pewnością warta swojej ceny.
Tak myślę. Muszę kupić 15 motków muliny ok. 3-3,5 zł. Doliczyć nici na obrobienie i płótno. To już wychodzi 50 zł. I co zostaje, 50 zł za tydzień pracy co daje dniówkę 10 zł. A w tej chwili według prawa jest 15 zł płacone za godzinę pracy.
Nie robi więc Pani tego tylko dla zarobku?
Absolutnie. To się robi po prostu bo się lubi. Ja nie liczę specjalnie na to, że dużo sprzedam i zarobię. Bo ja na tym nie zarobię. Robię to po prostu bo to lubię, robię wzory takie, które mi się podobają, które mi odpowiadają, jeśli ktoś się trafi, sprzedam, a jeśli nie to zostawię dla siebie.
Czyli haftuje Pani głównie dla siebie, dla własnej satysfakcji i do swojego domu?
No tak. Niektóre rzeczy robię typowo pod siebie, tak jak mi się podobają. Na przykład ten obrus, robiłam z serwetki która jest czarno-czerwona, z tym że te kolory absolutnie mi nie odpowiadały. Nie lubię tego zestawu kolorów, ale to jest haft tradycyjny (czerwono-czarny) naszego regionu. I goszcząc na tym festiwalu muszę mieć coś takiego. Ale, że w domu chciałam mieć taki obrus, bo mi się taki podobał to trochę zmieniłam te kolory na bardziej żywe, żółtopomarańczowo – zielone. Wyszło chyba całkiem dobrze.
A te kogutki skąd się wzięły?
A to się zaczęło całkiem przypadkowo. Najpierw zrobiłam taką dużą kurę czy koguta jako poduszkę. Potem zrobiłam 5 takich kurek. Pomniejszyłam tylko sobie tamten wzór, aby mogło być dla dzieci. Myślę, że fajnie to wygląda i są całkiem miłe, takie przytulanki. Ale jednak zainteresowania zero. Przez 3 lata je woziłam aż sprzedałam kilka sztuk. Teraz już po kilka tych kur się sprzedaje, więc je ciągle robię.
Ile trwa zrobienie takiego kogutka?
Samo uszycie koguta to bardzo szybko, tylko jest długie przygotowanie – muszę sobie powycinać te grzebienie ręcznie nożyczkami, oczy przyszywam maszyną, a następnie cekinek – to już igłą ręcznie i takie drobiazgi są czasochłonne. Muszę też uszyć skrzydła, do środka wkładam ocieplinkę. Wtedy już uszycie takiego koguta trwa 10-15 minut, więcej nie trzeba.
Jak wygląda teraz sytuacja twórców ludowych podczas pandemii?
Ciężko jest, nie wyżyje się z tego i trudno przewidzieć co będzie dalej.
Czyli to może być tylko dodatek? Np. jako dodatkowy dochód do emerytury?
Tak, jako główne i jedyne źródło zarobku to nie da rady.
Kiedyś były lepsze czasy dla twórców?
Oj tak. W latach 80, kiedy nic nie było, to wszystko było potrzebne do domu: serwety, obrusy… Wtedy to się nie nadążało z haftem i szyciem, bo tak dużo było zamówień. I wcale te rzeczy nie koniecznie były wstawiane do Cepelii, to były prywatne zamówienia, całymi kompletami.
Wyjeżdża Pani na inne festiwale i targi w Polsce?
Kiedyś jeździłam, ale w tej chwili nie. Dopóki jest ten wirus i się nie odwróci, to jest problem. Ja na pewno na razie nie pojadę nigdzie, mam odporność osłabioną, boje się po prostu.
Mieszka Pani koło Puław – czy kojarzy Pani bibliotekę Instytutu w Puławach, kiedyś oddział Centralnej Biblioteki Rolniczej?
Kojarzę miejsce i budynek, ale niestety z niej nie korzystałam.
Zapraszamy zatem do biblioteki, do śledzenia naszej strony internetowej oraz do wzięcia udziału w naszych konkursach.
Bardzo dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiały: Aleksandra Szymańska i Martyna Niewiadomska