Od Teściowej do Synowej

Mam jeszcze w myślach obrazy z dzieciństwa, gdzie darcie pierza z jednej strony było czynnością tak naturalną i powszechną, a z drugiej swoistym, pielęgnowanym według pewnych zasad, rytuałem. Odbywało się to w długie jesienne lub zimowe wieczory. Wtedy to gospodynie, po obrządzeniu inwentarza, gromadziły się w jednej izbie, wspólnie wykonując pierzasty wsad do szytych poduch i pierzyn.

Zaraz po zakończeniu pracy, spakowaniu „urobku” i szybkim posprzątaniu izby – bo czasem pierze fruwało od podłogi do powały, następowała druga część tej swoistej ceremonii. Był to tak zwany „wyskubek”, czasami nazywany „wypiórkiem”. Mówiąc współczesnym językiem, chodzi o skromne przyjęcie organizowane przez gospodynię po zakończeniu pracy. Podawano ciasto i herbatę, choć czasami, ale rzadko, można było napić się kawy. Piszę rzadko, bo kawa w tamtych czasach nie była tak popularna, jak obecnie. Wracając jednak do głównej myśli, właśnie ta druga część spotkania pozwalała na zaprezentowanie swoich kulinarnych umiejętności przez członkinie Koła Gospodyń Wiejskich, które również uczestniczyły w darciu. Na samo wspomnienie „jakie cudeńka były przez nie wypiekane, kolorowe posypki na ciastach, no i oczywiście ciasta z kremem, aż kręci mnie w żołądku. Ciasta były wyjątkowe i to, co zawsze wprawiało mnie w podziw, były tak kolorowe, jak łąki na wiosnę. Jednak nic nie było w stanie przebić dostojnego i najsmakowitszego tortu, którego smak pamiętam do tej pory” (ze wspomnień mieszkanki wsi). Zawsze czekałam, czym zaskoczą i co też przyniosą ze sobą. Czasami zdarzały się również i kolorowe nalewki, ale o ich smaku nie mogę nic powiedzieć, choć zawsze starsi mówili z zachwytem – nooo dobreee! Takie to były początki działalności naszego Koła.

Ten dobry przykład zaradności i nabywania nowych umiejętności w Kole działał elektryzująco na inne osoby i niczym śnieżna kula wciągał je w wir działalności. Trudno w tej chwili dokładnie odtworzyć początki i jaka była pierwotna inspiracja jego powstania, gdyż tych najstarszych gospodyń nie ma już pośród nas. Jednak najważniejsze jest to, że wspomnienia z pierwszych lat, chociaż niezapisane, przekazywane są następnym pokoleniom. Raz wprowadzony w ruch działalności mechanizm ciągle się toczy, czemu bez wątpienia sprzyja rodzinna atmosfera. Nietrudno się też domyślić, iż zdecydowana większość obecnych naszych członkiń kultywuje tradycję przynależności do Koła po mamie czy też teściowej, czego sama jestem przykładem.
Jak wskazują historyczne przekazy, nasze Koło powstało w latach 60. ubiegłego wieku, nie tylko po to, aby dzielić się przepisami kulinarnymi, ale także, by kultywować polskie tradycje ludowe. Jak już wcześniej wspomniałam, działała w nim moja teściowa, której zawdzięczam nie tylko zachęcenie mnie do aktywności na rzecz naszej społeczności, ale także skuteczne zachęcenie mieszkanek do działań w Kole. Co należy przyznać, na przestrzeni lat jego aktywność czasem malała, lecz nigdy nie zamarła. Moja teściowa, która zawsze bardzo się udzielała wspomina, iż założycielką i zarazem pierwszą przewodniczącą Koła była najbardziej dostojna gospodyni, której zaplecze gospodarcze pozwalało swobodnie na eksperymenty z przepisami kulinarnymi, co w tamtych czasach miało ogromne znaczenie. W kolejnych latach funkcję tę obejmowały młodsze, bardziej kreatywne gospodynie, których aktywność w roku na rok powiększała się o nowe obszary działania.

Patrząc na to bardziej wnikliwie, można by wyróżnić obszar edukacyjno- szkoleniowy oraz kulturalno-towarzyski, gdzie z biegiem czasu, drugi zaczął pełnić rolę dominującą. Funkcją pierwszego było natomiast jego wspieranie, które polegało na praktycznym zaprezentowaniu swoich umiejętności w gotowaniu, pieczeniu różnorakich potraw, wcześniej wypróbowanych podczas wspólnych warsztatów. Aż trudno sobie wyobrazić, jak wielki był wkład tych zajęć na popularyzację nowych sposobów przyrządzania mięs, sałatek czy wypieków. Właśnie z tym czasem wiążą się też przepisy na przygotowanie tak popularnego kurczaka, którego rola z reguły kończyła się na wylądowaniu w rosole. To, co teraz może wydawać się dziwne, dawniej było powszechną praktyką. Te wszystkie kulinarne „nowości i rarytasy” stanowiły wsparcie sfery kulturalno-towarzyskiej, a czasami stanowiąc jej główny filar, poprzez smakowitą prezentację zdobytych umiejętności. Ponadto uczono szycia i haftu, a także wśród mieszkańców wsi i przysiółków prowadzono dystrybucję drobiu hodowlanego.

Aktywność kulturalno-towarzyska w tamtym czasie skupiała się przede wszystkim na organizacji „potańcówek”, tak bardzo potrzebnych dla całej naszej społeczności. Oczywiście wydarzenie nie mogło się obejść bez własnych kulinariów, a uzyskane w ten sposób, co prawda skromne, przychody dawały możliwość dalszego funkcjonowania Koła.

Po żniwach, zgodnie ze zwyczajem, robiono wieńce dożynkowe i nie ma co ukrywać, miał być najładniejszy, bo zawsze konkurencja na dożynkach gminnych czy powiatowych, była naprawdę wysoka.

Wszechstronny postęp, jaki dokonuje się na polskiej wsi w XXI wieku, sprawia, iż współczesna gospodyni tylko częściowo przypomina tę z poprzedniego stulecia. Obecnie dokonują się rewolucyjne zmiany w aktywności naszego Koła. Rok 2018 był przełomowym, reaktywującym na nowo działalność Koła poprzez dopełnienie wszystkich formalności. Nasze KGW zostało zarejestrowane w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR), a działalność Koła zaczęła być mocno rozpoznawana, co zawdzięczamy aktywności naszych członkiń. Żałujemy, że nie mamy dokumentacji działalności Koła z lat ubiegłych, a było tyle ciekawych a zarazem ulotnych zdarzeń… No cóż, inne czasy, inna rzeczywistość. Chcemy dla następnych generacji naszego Koła, pozostawić mocny ślad działalności i dlatego założyłyśmy kronikę z życia naszych gospodyń, dokumentując jednocześnie wydarzenia związane z historią wsi i najbliższej okolicy.

Już na stałe wpisały się w nasz kalendarz takie wydarzenia jak na przykład: Dzień Kobiet, Dzień Matki i Ojca, Mikołajki oraz tradycją stały się już spotkania opłatkowe i wspólne kolędowanie.

Celem wszystkich przedsięwzięć jest integracja naszej społeczności i przez to wzmacnianie przekazu międzypokoleniowego, aby młodsze pokolenie mogło korzystać z naszych najlepszych doświadczeń. Z dużym zaangażowaniem kultywujemy tradycje dożynkowe i tak jak nasze starsze koleżanki, przygotowujemy wieńce ze zbóż i owoców. Naszą tradycją na dożynkach, stało się już własne stoisko z regionalnymi potrawami, wypiekami i domowymi nalewkami.

Troszcząc się o zdrowie i rozwój fizyczny dzieci całej naszej społeczności, Koło zorganizowało muzyczne zajęcia Zumby. Spotkania były źródłem ogromnej radości dla wszystkich zainteresowanych, a było ich co niemiara. Dzięki wsparciu z ARiMR nasze Koło otrzymuje dotacje wspomagające realizację wielu zadań. Między innymi otrzymane wsparcie pozwoliło nam na zakup świętokrzyskich strojów ludowych dla wszystkich naszych członkiń. Mogę z dumą powiedzieć, iż nasze działania są dostrzegane przez młodsze mieszkanki wsi, które zgłaszają chęć wstąpienia do Koła, co sprawia nam wiele przyjemności. Cieszymy się, że możemy być przykładem zachęcającym do podejmowania zadań poza swoimi obowiązkami, wynikającymi z bycia gospodynią i obowiązkami zawodowymi. Kolejnym przykładem wsparcia, jakie uzyskało nasze Koło, to dotacja ze środków unijnych przeznaczona na odrestaurowanie kaplicy św. Jana w naszej wsi. Kaplica ta stanowi ważny element krajobrazu religijnego i kulturowego oraz jest świadectwem religijności mieszkańców. Jest również upamiętnieniem ważnych wydarzeń historycznych związanych ze wsią, dlatego tak bardzo istotne jest, aby odzyskała swój dawny blask.

Erazm z Rotterdamu powiedział: „Dla chcącego nie ma nic trudnego”. Rozpiętość tej metafory wydawała mi się zawsze porażająca. Jest to bardzo pojemne zdanie. Przyszło mi na myśl, że zwłaszcza mieszkańcy dużych miast odgrodzili się od wspólnego chcenia murem milczenia, anonimowości i nawet przypadkiem nie zdarza nam się wspólne działanie. Czy nie to jest podstawowa przyczyna, dla której straciliśmy z oczu wspólnotowość? Dlatego jako Koło, nie jesteśmy obojętne na krzywdę i los drugiego człowieka, chętnie pomagamy i wspieramy charytatywne zbiórki, a w najtrudniejszym obecnie czasie, szyłyśmy maseczki dla mieszkańców naszej wsi i gminy.

Naszą powinnością jest przywracanie i kultywowanie wiejskich tradycji, obrzędów, sztuki ludowej, zachęcanie mieszkańców do zaangażowania w działania na rzecz kultury. Działalność w Kole jest przeciwwagą dla nudy i bierności. Jedno wiem na pewno, że to nasze ludzkie spojrzenie, nadaje sens powiększania Koła i dążenia ku szlachetnym celom. Sięgając pamięcią wstecz, pojawia się myśl, iż bez względu na to, w którym miejscu na osi czasu znajduje się Koło, zawsze jak najlepiej służy ono społeczności. Jestem przekonana, że po trudnym czasie pandemii, Koło będzie kręcić się z podwojoną prędkością i energią, bogatsze o nowe doświadczenia obecnych czasów.

Krystyna Anna Sap
dokumentująca działalność
Koła Gospodyń Wiejskich w Sprowie, Przewodnicząca tego Koła.

Praca konkursowa powstała na podstawie relacji i wspomnień osób związanych z miejscowością i biorących udział w życiu społeczności Sprowy. Jest to wieś w województwie świętokrzyskim, w powiecie jędrzejowskim, w gminie Słupia. Pierwsze wzmianki o niej zostały zarejestrowane przez kronikarza Jana Długosza i sięgają XV wieku. Na przestrzeni dziejów historycznych wieś Sprowa była uwzględniona m.in. na mapie z czasów powstania styczniowego.

Korekta: Terasa Śliwa
Red. Joanna Radziewicz
Fot. Z arch. KGW w Sprowie