Wielkanoc według Kolberga
W zbiorach Biblioteki Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi znajduje się cenna kolekcja Dzieł wybitnego etnografa Oskara Kolberga, który przedstawił w nich stan kultury ludowej w XIX w. z całego terytorium dawnej Rzeczypospolitej, jej zróżnicowanie regionalne i bogactwo. Przy okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych prezentujemy zwyczaje związane z wiosną i Wielkanocą na Śląsku, opisane w tomie 43 „Dzieł zebranych”.
Wiosna. Wielkanoc.
Im gorzej zima włościaninowi dała się we znaki, tym huczniej odzywa się jego radość po zwalczeniu tego wroga. Para chłopców, jeden w ubiorze letnim, drugi okryty kożuchem, chodzi od chałupy do chałupy, z jednej wsi do drugiej, opiewając w dostępnej każdemu mowie, bynajmniej nie kwiecistej, ciężką walkę zimy z wiosną, z której ostatnia zwycięzko wychodzi.
Wielki Tydzień i Wielkanoc.
„Cóż za śpiew szkaradny!” – zawołasz słysząc chór piskliwych głosów dziecinnych, odzywających się przede drzwiami lub na podwórzu. Jest to garstka chłopiąt i dziewczyn, w większości w łachmanach, trzymających w rękach choinki ustrojone strzępami różnobarwnego papieru, łańcuszkami słomianymi itp., a zwiastujących ci wierszem okropnie skaleczonym, ze nadeszła Niedziela Palmowa, czyli letnia. Lecz biada ci, jeśli z niczym ich odprawisz poczęstują cię wtedy satyrą, odśpiewaniem której mszczą się za zawiedzioną nadzieję odebrania kilku fenigów albo przynajmniej kawałka piernika.
Podobne obchody odbywają się w dzień Wielkiego Czwartku. Wtedy napotkasz, gdzie się obrócisz, roje dzieci i bab, częstujących cię głośnym: „Szczęść Boże przy letniej niedzieli!” – za co podziękujesz kromką chleba lub jajkiem, jeżeli masz do czynienia z pauprami, co grzechotaniem zastępują dzwony, do pierwszego dnia świątecznego nie odzywające się. Wtenczas i po chałupach uraczają się jajami na twardo, którym za pomocą trawy lub młodej oziminy starają się nadać kolor zielony, a wcześniej jak zwykle kładą się spać, bo przed wschodem słońca trzeba wstać i śpieszyć po wodę zdrojową, która w milczeniu czerpana, ochrania od wielu chorób, mianowicie od skórnych i ocznych. Parobczacy szczególnie mocnej wiary rzucają się w strumyk, skutkiem czego nieraz potężnie febra ich przetrzęsie. Cudowną tą wodą obmywają dobytek i całe mieszkanie wraz ze sprzętami, w przekonaniu, że wtedy wszystko w domu pójdzie pomyślnie. Masło tąż wodą płukane nie tylko nie gorzknieje, ale i wylecza od wszelkiej choroby. Pragnąc dowiedzieć się przyczyny cudownych tych przymiotów rzecznej wody, zapytałem o to baby wiejskiej, która zapewniła mnie, że w nocy z Wielkiego Czwartku na Piątek, z uderzeniem godziny dwunastej, na pamiątkę zgonu Zbawiciela wszelka woda cieknąca przemienia się w krew i że właśnie krew tak cudownie działa.
W ciągu dnia sumienna gosposia przede wszystkim dobytek ma na myśli. Dla zabezpieczenia go od wpływu złowrogiego czarów przybijają w niedzielę kwietną do drzwi stajen i obór palmy, a nadto wykadzają te miejsca, co się uskutecznia w taki sposób, że na żarzący się węgieł kładą siedem warstw rozmaitego ziela, a gęsty dym z tego powstający odstraszać ma złe duchy.
Sobota Wielka w niczym prawie nie różni się od zwyczajnych; jest ona po prostu dniem przygotowawczym na Święta Wielkanocne. Lecz inna zupełnie sprawa z dniami następnymi.
W pierwsze święto Wielkiejnocy Ślązak przed świtem wstaje, ażeby zobaczyć Zbawiciela, który w chwili wschodu w postaci baranka wielkanocnego zjawia się na drewnianej tarczy słonecznej. Po widowisku tym, dla dzieci szczególnie powabnym, następuje akt hucznej, a nieco rubasznej wesołości. Z tak zwanym bacikiem, przed Świętami jeszcze z cienkich prętów wierzbowych splecionym, młódź wiejska, tak parobczacy, jaki dziewuchy, staje na czatach, a przy spotkaniu razami się częstuje. W niektórych stronach Śląska zamiast okładania się batem wielkanocnym oblewają się wodą, bogaci zaś winem.
Red. A.S.
Fot. polona.pl – domena publiczna