![](http://archiwum.nikidw.edu.pl/wp-content/uploads/2023/08/K.-A.-Pawlowska-fot.-7-960x590.jpg)
Biskupiańska kopka jak indiański pióropusz – rozmowa z laureatką konkursu „Korzenie i Skrzydła”
Jeszcze w tym roku Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi planuje kolejną odsłonę konkursu „Korzenie i Skrzydła” skierowanego do młodych badaczy szeroko pojętej kultury ludowej w Polsce. Jego poprzednia, druga edycja, miała wyłonić najlepsze prace magisterskie. Trzecia skierowana będzie do autorów prac doktorskich.
Poniższy wywiad jest już kolejnym z cyklu rozmów z naszymi laureatami. Dzięki nim chcemy przybliżyć Państwu sylwetki młodych badaczy kultury ludowej, ich pasje, inspiracje, pola poszukiwań oraz bogactwo osobowości.
„Korzenie i Skrzydła” to konkurs na najlepszą pracę magisterską i doktorską na temat kultury
i dziedzictwa obszarów wiejskich w Polsce zainicjowany w 2021 roku przez Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi.
W pierwszej edycji oceniane były prace doktorskie obronione w latach 2017–2021 oraz prace magisterskie bronione w latach 2018–2021. Otrzymaliśmy 23 zgłoszenia na prace magisterskie i 13 zgłoszeń na prace doktorskie. Ich tematyka oscylowała wokół zagadnień związanych z szeroko pojętą kulturą i dziedzictwem obszarów wiejskich i dotykała między innymi problemów z zakresu architektury, sztuki, muzykologii, socjologii i geografii. Wyłoniono po trzech laureatów z każdej kategorii.
W drugiej edycji konkursu skupiliśmy się tylko i wyłącznie na pracach magisterskich. Otrzymaliśmy 30 zgłoszeń, a tematyka prac oscylowała wokół zagadnień związanych z szeroko pojętą kulturą i dziedzictwem obszarów wiejskich, dotykając kwestii folkloru muzycznego i słownego, architektury wsi, muzealnictwa etnograficznego.
O wysokim i wyrównanym poziomie Konkursu najlepiej świadczy długa lista laureatów. Pierwszą nagrodę otrzymały dwie osoby, a drugą i trzecią, aż trzy. Ponadto Komisja przyznała pięć wyróżnień honorowych.
Z dr Karoliną Anną Pawłowską (III Nagroda Konkursu „Korzenie i Skrzydła” NIKiDW) rozmawia Mamadou Diouf
***
Czytałem, że dudy zdobyły dużą popularność w średniowiecznej Europie jako dęty instrument ludowy i wojskowy. Jak to się stało, że Wielkopolska jest dumą polskiego dudziarstwa?
Dużą rolę odegrała tu tradycja gry na dudach sięgająca w naszym kraju co najmniej średniowiecza. O funkcjonowaniu tej praktyki w Wielkopolsce świadczy też ikonografia i literatura z XVII, XVIII czy XIX wieku. Instrumenty dudowe zawsze były tu czymś więcej niż tylko narzędziem do grania. W zachodniej Wielkopolsce, na Ziemi Zbąszyńskiej kozioł weselny (nazywany również białym ze względu na kolor sierści koźlęcia, z którego jest wykonany) jest nawet można powiedzieć symbolem tożsamości narodowej. W czasie okupacji skrzętnie chowano go na strychy czy do studni, gra na nim była zakazana. Czerwona lamówka na szyi białego kozła była jednoznacznie kojarzona z barwami naszej flagi. Z czasem to właśnie w Zbąszyniu powstała pierwsza w kraju klasa ludowych instrumentów muzycznych działająca do dziś przy Państwowej Szkole Muzycznej, a gra na mazankach, koźle czy sierszeńkach żadnemu uczniowi nie jest tu obca. Dudziarze wielkopolscy od zawsze charakteryzowali się również dumą ze swojej profesji. Jedni z drugimi wyzywali się od „szczekaczy”, gdy strój, a co za tym idzie — brzmienie instrumentu, było wyższy od własnego. Do dziś kapele dudziarskie mają swoich oddanych, lokalnych fanów i rzadko kiedy zdarza się, by bawili się oni do muzyki granej przez kapelę z innej wsi. I najważniejsze — mamy tu, w Wielkopolsce, najwybitniejszych ludowych instrumentalistów — Romualda Jędraszaka, Michała Umławskiego, Tomka Kicińskiego, świętej pamięci Jana Sylwestra Prządkę, Daniela Molendę, Adama Kaisera. Wspaniałych Mistrzów koźlarstwa i dudziarstwa, którzy w młodych Wielkopolanach z łatwością zaszczepiają miłość do tych instrumentów.
Instrumenty dudowe to bogaty zestaw. Kozły mają dwie odmiany, dudy wielkopolskie tyle samo. Czy może Pani przybliżyć te różnice?
Tak naprawdę, gdyby wejść w szczegóły, to tych typów jest jeszcze więcej! Rozbrzmiewające w zachodniej Wielkopolsce kozły dzielą się ze względu na ich dawną funkcję – mamy kozła ślubnego (czarnego), wykonanego z czarnej skóry, z długą, prostą piszczałką burdonową. Instrument ten przygrywał dawniej podczas zaślubin. Kozioł weselny (biały), wykonany z całej koźlęcej skóry, wraz z mazankami towarzyszył weselnej zabawie. Podziału dud wielkopolskich na bukowsko-kościańskie i rawicko-gostyńskie, dokonała w latach 30. XX w. Jadwiga Sobieska. Wyróżniła ona te dwa typy ze względu na drobne różnice w budowie i skali instrumentu.
Podobno gra na dudach nie jest prostą sprawą. Początkującym poleca się najbardziej pierwotną odmianę dud, czyli sierszeńki. Czy rzeczywiście tak jest?
Rzeczywiście. Sierszeńki to mniejszy instrument dudowy, na którym w pierwszej kolejności uczą się gry adepci tej sztuki. Nie posiada on piszczałki burdonowej, a rezerwuar powietrza, tzw. zbiornik, jest znacznie mniejszy, przez co łatwiej wydobywa się na nim dźwięk i można tym samym więcej uwagi poświęcić na naukę palcowania.
Zdobyła Pani nagrodę Konkursu Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi „Korzenie i skrzydła” na najlepszą pracę magisterską na temat kultury i dziedzictwa obszarów wiejskich w Polsce. Tytuł pracy to: „Stowarzyszenie Muzyków Ludowych w Zbąszyniu – historia, działalność folklorystyczna i najważniejsi członkowie”. Jakie są najważniejsze zasługi tej organizacji?
Przede wszystkim dbałość o ciągłość tradycji muzycznych w tym regionie. Oceniając działalność Stowarzyszenia Muzyków Ludowych w Zbąszyniu z perspektywy czasu, można postawić tezę, że dzięki staraniom jego członków kultura ludowa w tym regionie nie zginęła. Co więcej, angażowało i angażuje do dziś całą lokalną społeczność, dzięki czemu kultura ludowa jest nieodłączną częścią życia także młodych ludzi, o czym piszę w innych swoich publikacjach. W pierwszych latach działalności SML dbało przede wszystkim o swoich „groczy” i przekaz tradycji muzycznych. Organizowali spotkania z młodzieżą, by nie tylko ich zainteresować, ale przede wszystkim uświadomić, jak cennym dobrem kulturowym jest rodzimy instrument – kozioł. Zaowocowało to pierwszą w Polsce klasą ludowych instrumentów działającej przy Państwowej Szkole Muzycznej, z pierwszym „ludowych profesorem”, muzykiem i budowniczym instrumentów Tomaszem Śliwą. W kolejnych latach Stowarzyszenie skupiło się na organizowaniu ognisk muzycznych w pobliskich miejscowościach i wsiach, co zapewniało edukację szerszemu gronu dzieci. Część z nich podejmowała dalsze kształcenie w Zbąszyniu, potem w Poznaniu, stając się profesjonalnymi muzykami.
Czy Festiwal Dud Polskich jest przypomnieniem o tym, że kiedyś dudziarz był szanowanym i poważanym zawodem, który służył miejscowej ludności?
W jakiś stopniu tak, chociaż czasy się zmieniły i nie spotykamy już wędrujących od karczmy do karczmy dudziarzy, którzy w ten sposób zarabialiby na życie i utrzymywali swoje rodziny. Należy tu podkreślić, że bycie dudziarzem – nie tylko w Wielkopolsce, ale też na Śląsku czy Podhalu raczej nie jest zawodem sensu stricto. Szczęśliwi ci, którzy mogą tak żyć! Festiwal Dud Polskich im. Jana Sylwestra Prządki to przede wszystkim wydarzenie, na którym spotykają się dudziarze z całego kraju i zza granicy. O jego wyjątkowości niech świadczy fakt, że rok rocznie przylatuje z Ameryki do Zbąszynia Tom Osentowski – amator polskiego dudziarstwa. To też okazja dla młodych, by po raz pierwszy wystąpić na scenie przed gronem słuchaczy. Wydarzenie jest niezwykle cenne także z punktu widzenia etnomuzykologa, bo posłuchać można młodych koźlarzy i młode koźlarki. Tym bardziej cieszy fakt, że to właśnie dziewczyn grających na kozłach z roku na rok jest coraz więcej! Z drugiej strony występuje tu też „stara gwardia” – Edmund Hidebrant na koźle z Bernardem Frąckiem na klarnecie Es, Kapela Rodzinna Molendów czy Kapela Adama Kaisera. Fantastyczni muzycy ludowi!
Jako muzykolog, prowadzi Pani autorskie zajęcia związane z polską muzyką ludową. Czy pokazywanie piękna muzyki wśród najmłodszych jest trudną sztuką?
Tak, ponieważ wymaga niegasnącej pasji i zupełnie innego zaangażowania niż podczas zajęć ze studentami. Piękno polskiej kultury ludowej jest tak zróżnicowane, że dzieciom często wydaje się wręcz egzotyczne. Kiedy na zajęciach wyciągam z pokrowców skrzypce diabelskie czy burczybasy na ich twarzach maluje się zaskoczenie i konsternacja. Nie wierzą, że są to polskie ludowe instrumenty muzyczne. Poznając wielkopolską gwarę, wspólnie śmiejemy się w głos! A przy nauce tańców ludowych skaczemy do oberka, polki czy wiwata. Podczas zajęć najbardziej zależy mi na tym, by dzieci poznały muzykę, tradycyjne instrumenty, zwyczaje. Spotkania prowadzę w strojach ludowych i proszę uwierzyć – dla dzieci zupełną nowością jest… halka! A biskupiańska kopka, ludowe nakrycie głowy, wydaje im się równie obca co indiański pióropusz. A najbardziej cieszy mnie, kiedy wracam do tego przedszkola, a dzieci same potrafią nazwać burczybas i diabelskie skrzypce.
Trafiłem w Internecie na Panią pod artystycznym pseudonimem „Fletnia Pani” i na hasło — Wielkopolska kontra reszta świata. Pani wspomina o tym, że każdy region z czegoś słynie, że cudze chwalimy. Czy poznanie swojego dorobku kulturowego to doprawdy takie wyzwanie nad Wisłą?
Tak, Fletnia Pani to pseudonim, pod jakim poznają mnie dzieci. Poza muzykologią z wykształcenia jestem flecistką i podczas zajęć często gram na tym instrumencie, także melodie ludowe. Poznanie swojego dorobku kulturowego to nic trudnego. Mamy przecież ogrom materiałów o tej tematyce w Internecie, organizowane są liczne potańcówki, festiwale, warsztaty tańców ludowych czy nauki gry na tradycyjnych instrumentach. Trzeba tylko chcieć… albo o tym wiedzieć! Wychowawcy w przedszkolach czy nauczyciele w szkołach mają do zrealizowania swój program, w którym kultury ludowej jest jak na lekarstwo. Nauczycielom często brakuje czasu na poruszanie innych wątków lub zwyczajnie czują się niekompetentni w tej sprawie. Tym bardziej cieszę się, że moja praca może im pomóc. Myślę też, że poznanie dorobku kultury tradycyjnej jest dzisiaj trudniejsze, ponieważ w dużej mierze przeminął już obraz wsi, jaki mamy w głowie my, dorośli. Podczas zajęć w przedszkolach prawdziwym skarbem okazał się kiedyś snopek siana, którego zapachu dzieci nie znały. Zazwyczaj po pytaniu, co znaczy „ludowy” czy „ludowość” zapada cisza. A dzieci na mój widok w stroju ludowym myślą, że przebrałam się za księżniczkę. Z kolei wśród uczniów szkół podstawowych dostrzegam czasami zupełny brak wiedzy z zakresu etnografii naszego kraju. Odpowiadając więc na pytanie – nie jest wyzwaniem poznanie dorobku kulturowego, ale dotarcie do jak największej grupy odbiorców, i to młodych odbiorców, by uświadamiać ich jak piękna i różnorodna jest nasza kultura ludowa.
Dziękuję za rozmowę.
Fot. Karolina Anna Pawłowska