![](http://archiwum.nikidw.edu.pl/wp-content/uploads/2021/01/Bez-tytułu-2-960x590.png)
Recenzja książki “Śladami Szeli, czyli diabły polskie”
Piotr Korczyński, za sprawą “Śladami Szeli, czyli diabły polskie”, zasiadł do stołu ludowej historii Polski. Wydobywa głosy, jak to ujął Przemysław Wielgosz, z “milczącego tła”. Pomiędzy stronicami szumią “arcypolskie” wierzby. W najstarszej z nich mieszka Rokita. Wyruszając w podróż z Korczyńskim trzeba być w nastroju “przysiadalnym”. W innym przypadku można sobie nie poradzić z potęgą mitów, czy ochroną szeregu świętości.
“Panocku, jak wejdziesz kiedy do gospody i zobaczysz paru chłopów, że coś mamrotają i śmieją się od ucha do ucha, a jak zobaczą obcego, to zaraz cichną i robią smutne miny, to żebyś wiedział: właśnie wspominali, jak się panów rżnęło.” – miał powiedzieć Władysław Chajec, rzeźbiarz ludowy, który mieszkał pół godziny drogi od dawnej chałupy Jakuba Szeli, przywódcy buntu galicyjskich chłopów-niewolników, którego celem była walka o wolność i ziemię (s. 47).
Piotr Korczyński wychował się na przedmieściach Biecza w “podkarpackim trójkącie” Tarnów – Jasło – Gorlice, a więc w miejscu gdzie w 1846 roku wybuchło równolegle do narodowego (szlacheckiego) antyfeudalne powstanie chłopskie, które przeszło do historii jako rzeź, czy też rabacja galicyjska. Narratorem jest więc człowiek, który od dziecka chodził śladami Szeli. Drogami gospodarza ze Smarżowej który, za sprawą polskiej literatury, w tym i “Wesela” Stanisława Wyspiańskiego, stał się krwiożerczym upiorem i zdrajcą. Niewiele ma to wspólnego z tradycją chłopskiego buntu przekazywanego w “podkarpackim trójkącie”, z pokolenia na pokolenie. Tutaj zachowana jest ciągłość i równowaga. Łańcuch międzypokoleniowy jest silny, a jego jeden koniec osadzono w ziemi, w skale. To co masz wyrasta z ziemi i jest efektem ciężkiej pracy. Co jakiś czas, z pokolenia na pokolenie, wyrusza się z tego miejsca na front. Korczyński “odsłużył” swoje w niemieckiej hucie w Zagłębiu Ruhry.
Autor “Śladami Szeli, czyli diabły polskie” nie walczy z mitami. Rozumie ich wartość. Tak, jak znaczenie legend. Jego zdaniem legenda przygotowuje na spojrzenie prawdzie w oczy i łagodzi związany z tym dyskomfort. Jest niezbędna. Miesza się z historią. Powstałe mity nie są natomiast jednoznaczne ze stereotypami, czyli towarzyszącymi nam w życiu codziennym uproszczonymi schematami, czy wyobrażeniami. Mit wciąż podlega ewolucji. Zwraca uwagę na to, że kiedy zaborcy wymazali I Rzeczpospolitą z mapy Europy, naród by przetrwać, zaczął żyć starymi mitami i tworzył nowe. Odkrywano potęgę mitów, które potrafiły spajać różne grupy społeczne w naród. Podaje przykład “Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. Szlachcic i chłop wspominając dawne dzieje, niby mówią o tych samych wydarzeniach, ale zupełnie inaczej je rozumieją i interpretują. Mit może stać się także potężną bronią. I tutaj autor posłużył się przykładem Niemców, którzy po 1939 roku tropili obraz Jana Matejki Bitwa pod Grunwaldem. Jest też Stalin, który wolał “oswajać”, niż niszczyć mity. To dzięki niemu miało nie dojść do pocięcia na części Panoramy Racławickiej. Pozwolił by w tworzonym przez komunistów wojsku poszczególne dywizje miały za patronów polskich wodzów walczących z Rosją – Kościuszkę, Dąbrowskiego, czy Traugutta (s. 10).
“Śladami Szeli, czyli diabły polskie” to osobista podróż Piotra Korczyńskiego. W wielu miejscach odnosi się do własnych przeżyć, ludzi których poznał, sztuki. Nie cichnie i nie robi smutnej miny, tak jak chłopi w galicyjskiej knajpie. Jest w nastroju “przysiadalnym”. W książce znajdziemy trzydzieści jeden wyjątkowych historii, które miały miejsce na przełomie wieków. Korczyński zaczyna rozbierać mity na czynniki pierwsze. Pierwszy z nich dotyczy Elżbiety Batory. Stała się bohaterką horrorów, krwawą hrabiną, co z politycznego punktu widzenia odpowiadało przede wszystkim Habsburgom i niewiele miało wspólnego z rzeczywistością. Kobieta ta stała się niezależna i groźna dla “męskich” instytucji. Jest także wojna na Półwyspie Iberyjskim i zdobycie Malagi przez Dywizję Księstwa Warszawskiego. Napoleon, jako wielki czarownik powołujący nowych żołnierzy do życia ze skręconej w chochoły słomy. Mowa o jednej z najskuteczniejszej formacji kawaleryjskiej – krakusach. Jest także Berek Joselewicz “sławny Żyd, Polak prawy”. Francuzi w książce Korczyńskiego pojawią się ponownie w wątku Juliana Blachowskiego, kiedy to w okresie międzywojennym dochodzi do zabójstwa, wrogiego przejęcia i niegospodarności na ogromną skalę w Zakładach Żyrardowskich. Autor poświęca czas i miejsce Cyganom, którzy aż do 1856 roku byli towarem na niewolniczych targach w centrum Europy. Mitów na ich temat nie brakuje. Za chwilę towarzyszymy staremu wiarusowi w trakcie krwawej bitwy Powstania Listopadowego. Za sprawą obrazów Maksymiliana Gierymskiego, na fali realizmu burzliwej drugiej połowy XIX wieku, prowadzi nas po drogach Powstania Styczniowego. Bohaterowie przestają być piękni i eleganccy. Wówczas, jak pisze autor, w narodzie bez państwa niewielu godziło się na oddzielenie sztuki od ideologii. Czas jednak, w tej wyjątkowej podróży, cofnąć się kilka lat i zrobić sobie zdjęcie. Najlepiej na przełomie 1844 i 1845 w warszawskim Zakładzie Daguerrotypowym Karola Beyera. Po czym, za sprawą kolejnego rozdziału, znaleźć się na stepie i śledzić losy Nestora Machny, czy losy przyjaźni “antyinteligenckiego inteligenta” Jana Wacława Machajskiego i Stefana Żeromskiego. Autor poleca nam postać Machajskiego, człowieka który zaskoczył Lwa Trockiego tezą, iż “socjalizm jest ustrojem społecznym opartym na eksploatacji robotników przez inteligencję” (s. 102).
W tym miejscu musimy się zatrzymać. Oczywiście nasza podróż śladami Szeli trwa nadal. Musimy wysiąść z “Autobusu” Linkego, wejść na strych domu Edmunda Monsiela i zajrzeć do skrzyni z jego rysunkami. Tysiące głów kreślonych stolarskim ołówkiem. Za chwilę pojedziemy do beskidzkiej wsi Odkrzas i poznamy Hartyka. Dowiemy się, co stało się z czołgiem porzuconym we wsi Sitnica i wreszcie, co łączy Korczyńskiego z Hasiorem.
Jaki jest duch polskiej powieści? Korczyński zamienia się w reżysera i rządzi na planie. Są dramatyczne w skutkach konflikty, piękne plenery, bohaterowie, bywalcy małomiasteczkowego saloonu. Chłopi jednak jak zobaczą kogoś obcego, to zaraz cichną. O co chodzi z tym nastrojem “przysiadalnym”? “Przysiadalność” wzięła się z wiersza Marcina Świetlickiego “Nieprzysiadalność”. Korczyński zwraca uwagę na ten utwór. Bez “przysiadalności” nie uda się opowiedzieć ludowej historii Polski. Tak, jak bez zrozumienia skąd w tej historii wziął się Rokita? Autor przedstawia nam księdza Antoniewicza, który pośród ruin dworów i spalonych kościołów celnie odkrył antyfeudalne, a co za tym idzie – antypańskie (czyli antypolskie) i antykościelne pobudki rabantów. Po rabacji, część powracających dziedziców nie zamierzała odbierać ziemi. Bali się (s. 253). Chłopom, wobec ich nędzy i krzywd, bardzo często pozostawało tylko współczucie czortów. Rokita, jak pisze autor, specjalnie odpuszczał swym dłużnikom, by żyli szczęśliwie nadal… na złość swoim sąsiadom.
Zachęcam do lektury.
Sebastian Sahajdak
sebastian.sahajdak@nikidw.edu.pl