Mieszkam od prawie czterech dekad w Polsce. Uciekając od bałaganu panującego na Uniwersytecie w Dakarze, na początku lat 80, przyjechałem na studia weterynaryjne do Polski. Co wiedziałem o kraju Mieszka I? Niewiele.

Tamten okres był w pewnym sensie „czasem” Polski na świecie. Pokazywano często obrazy z Polski w senegalskiej telewizji na tle strajków Solidarności i Lecha Wałęsy, św. Jana Pawła II, stanu wojennego i generała Jaruzelskiego, a także brązowego medalu Polski na Mundialu 82’ w Hiszpanii, gdzie Polska wygrała z Francją mecz o trzecie miejsce. Będąc licealistą, zdobyłem wiedzę o Marii Skłodowskiej-Curie i o Warszawie, jako jej miejscu narodzin, gdyż dobre podręczniki fizyki i chemii zawierały biografie wybitnych umysłów, chociaż nasze francuskie książki raczej sugerowały, że jest Francuzką. Szokiem była pierwsza zima na kursie w Studium Języka Polskiego dla Cudzoziemców w Łodzi. Jeszcze większą niespodzianką były kartki żywnościowe, kolejki już nad ranem przed sklepami, specjalne sklepy Pewexu z towarami zachodnimi oraz czarny rynek walutowy i koczujący cinkciarze przed naszą uczelnią i w pobliskim parku.

Kwartet Jorgi, Orkiestra św. Mikołaj i audycje radiowe

Czym jest muzyka ludowa? Kiedy słyszę dźwięki tradycyjne indyjskie, malijskie, baskijskie czy peruwiańskie, rozpoznaje je. Język, śpiew i gra instrumentalna tworzą pewną tożsamość, spójną wizytówkę, trudną do podrobienia. Muzyka ludowa jest muzyką wiejską i ma wyraźny charakter użytkowy. Obrzędowość, praca, wesela, pogrzeby, święta, wszystkie okoliczności życiowe mają swój repertuar. Tak w skrócie. Tym się fundamentalnie różni muzyka wiejska od innych gatunków. Ta muzyka jest tożsamością danej wioski, danego regionu! W każdej strefie geograficznej muzyka ludowa jest świadectwem wielości grup etnicznych, które składają się na naród, jak w Polsce lub szukają jeszcze podobnej jedności, jak w niektórych krajach Afryki.

Z polską muzyką tradycyjną zaznajomiłem się dzięki zaproszeniom redaktora Włodzimierza Kleszcza – niedocenionego znawcy muzyki świata – u którego gościłem w nocnych programach Polskiego Radia. Pierwsze kontakty na żywo z polską muzyką ludową w tamtych latach to były kapele takie jak: Kwartet Jorgi, Orkiestra św. Mikołaja w latach 80. oraz Trebunie Tutki w połowie lat 90.

Szczerze zainteresowałem się polską kulturą dopiero po zakończeniu studiów na Wydziale Weterynaryjnym SGGW. Podczas koncertów z Orkiestrą Włodka Kiniora – po wydaniu pierwszej kasety w 94 r.- a także po rozpoczęciu współpracy z Voo Voo, dotarło do mnie, że przejeżdżam Polskę wzdłuż i wszerz, ale tak naprawdę nie znam kultury miejsca. Była druga połowa lat 90. Wtedy zacząłem uczyć się gramatyki, czytać po polsku Szymborską, Różewicza, literaturę Młodej Polski, Arystotelesa i ulubionego św. Tomasza. Dopadł mnie bakcyl historii Polski.

Po roku 2006 zacząłem współprowadzić własne audycje o muzyce świata w takich stacjach jak: Radio Jazz, nieistniejące już radio PIN oraz Polskie Radio RDC. W moich programach była zawsze duża dawka polskiej muzyki wiejskiej czy inspirowanej tą tradycją. Przygotowując się do nich, dowiadywałem się o nadwiślańskich mniejszościach narodowych i etnicznych, ale także o grupach rdzennych – Wielkopolanach, Małopolanach, Mazurach, Sieradzo-Łęczycanach Ślązakach, Pomorzanach, Kresowiakach – które wniosły swoiste cechy muzyczne do ogólnego obrazu muzyki ludowej na ziemiach polskich.

Nawias wokół muzyki wiejskiej

Przyglądając się temu jak muzyka wiejska dusi się, szuka swojego miejsca na własnym podwórku – na festiwalach, w polskich mediach – zastanawiam się czasem, jak to możliwe. Skąd się wziął ten przedziwny nawias wokół polskiej muzyki ludowej? Czytam dość często o tym, jak jesteśmy mocno przywiązani do tradycji i chętnie podtrzymujemy dawne obyczaje. Faktycznie, ten związek z tradycją Polacy najmocniej odczuwa się w czasie obchodów świąt, takich jak Boże Narodzenie, Wielkanoc, Wszystkich Świętych czy Boże Ciało. Od kiedy muzyka wiejska przestała być częścią tej tradycji, tej tożsamości i tylko grupa pasjonatów walczy o miejsce dla niej? To pytanie mnie nurtuje od wielu lat. Wiem jak trudno promować taką muzykę w radiu czy telewizji. W swoich programach radiowych gościłem wiele zespołów, które mają trudności z prezentowaniem muzyki tradycyjnej czy inspirowanej ludową nutą, szerokiej publiczności. Dlaczego muzyka ludowa jest niszową nutą nad Wisłą? Kiedy Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym będzie na tyle wzmocniony, że skorzysta z dobrego czasu antenowego w telewizji? Dlaczego imprezy promujące polską muzykę tradycyjną i tańce jak „Wszystkie Mazurki Świata” nie odbywają się w każdym regionie lub w największych miastach?

Uczymy się języków obcych, ale nie robimy nawiasu wokół własnej mowy, zamawiamy w knajpach dania z odległych zakątków świata, ale nadal smakuje nam nasza kuchnia. Czy mając dostęp do popularnej światowej muzyki, nie możemy dalej pielęgnować i bawić się przy własnej? Gdzie tkwi ten niewidzialny, złośliwy haczyk? Jak to możliwe, że wiejska muzyka ma ten przedziwny „kaganiec” medialno-festiwalowy, ograniczający nie tylko jej kroki i figury taneczne, ale zamykający ją w bocznych uliczkach i podwórkach w pobliżu głównej alei, na której rządzi muzyka popularna i dance zwana polo. Czekam nadal na dobrą nowinę o tym, że tradycja nie może być ujmą. Ambarasem jest przyznawanie się do swojego? Doprawdy?

Mamadou Diouf

Mamadou Diouf, pochodzi z Senegalu i mieszka w Polsce od 37 lat i jest pracownikiem Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi. Weterynarz, muzyk, animator kultury i dziennikarz radiowy. Występował z zespołami Voo Voo i Habakuk, Orkiestrą Kiniora oraz Anną Marią Jopek i Karoliną Cichą. Obecnie występuje w zespole „Mamadou Sama Yoon”. Założyciel Fundacji „Afryka Inaczej”, laureat Stołka Roku Gazety Wyborczej, prowadzi swój blog na portalu Afryka.org oraz audycję o muzyce świata w Radiu dla Ciebie.