Jedyny język regionalny w Polsce – wczoraj i dziś
Wśród wielu osób pokutuje pogląd, że Polska jest jednolita pod względem kulturowym i językowym. Tymczasem na terenie naszego kraju wciąż żywe są nie tylko różne gwary i dialekty, ale istnieje także język, całkiem odmienny od języka polskiego, który nie jest ani dialektem ani językiem migrantów. I żyją ludzie, którzy tego języka się uczą, zdają w nim egzaminy i robią co w ich mocy, żeby ten język zaistniał w szerszej świadomości. O historii i teraźniejszości jedynego języka regionalnego w Polsce – języka kaszubskiego w rozmowie z Magdaleną Trzaską opowiada Mateùsz Titës Meyer z Fundacji Kaszuby.
Gdy jedziemy „nad morze” w pewnym momencie zaczynają nas witać dwujęzyczne napisy z nazwami miejscowości. Dla wielu osób to wyłącznie ciekawostka i atrakcja turystyczna, a przecież stoi za tym wielowiekowa historia Kaszubów i ich języka.
Rzeczywiście nasz język kaszubski jest widoczny w przestrzeni publicznej i jest on często wykorzystywany jako atrakcja turystyczna, jako coś, co ma nas w szczególny sposób wyróżniać. I tak – stoi za tym długa historia. O odrębności językowej możemy mówić od kilkuset lat, choć bardzo trudno stwierdzić, kiedy język kaszubski oderwał się od języka polskiego, kiedy nastąpił ten podział. Oba języki należą do grupy języków lechickich – język polski do podgrupy wschodniej, a kaszubski do podgrupy pomorskiej. Do XVIII wieku na północy Niemiec funkcjonował także język należący do podgrupy zachodniej – język połabski. Pierwotnie język kaszubski funkcjonował na terenie całego Pomorza, od Gdańska do Szczecina. Jako oddzielny język po raz pierwszy został zaklasyfikowany w 1603 roku. Stał za tym niemiecki językoznawca Hieronymus Megiser. Był on badaczem języków słowiańskich, opracował listę tych języków i na niej, pośród wielu innych, znalazł się właśnie język kaszubski. Zatem ta odrębność Kaszubów i ich języka nie jest czymś nowym.
Polacy mają swoje zabytki językowe z najbardziej znanym zdaniem „Daj ać ja pobruszę, a ty poczywaj”. Czy Kaszubi też mają takie zabytki?
Oczywiście. Język został uznany w 1603 roku, ale istnieje dłużej i ma starsze zabytki językowe. Najstarsze zdanie w naszym języku nie jest jednak tak eleganckie jak to w języku polskim. Można powiedzieć, że jest wulgarne, dlatego rzadko się je przytacza. Zostało zapisane w księgach klasztoru cystersów z Bukowa Morskiego w 1304 roku i był to cytat zakonnika, który wypowiadał się o rycerzu noszącym imię Wicko. Brzmi ono „Venzeke prawi curriwi sin de Solkowe”. Dosłownie można by je przetłumaczyć jako „Wicko istny s……… z Sulechowa”(tego niewypowiedzianego słowa tylko możemy się domyślać). Ze względu na jego dosadność nie jest ono tak znane i częściej wspomina się inne zabytki naszego języka, choć są one młodsze np. mówi się o przysięgach rycerskich składanych Gryfitom. Ale i tu nie brak kontrowersji, bo część naukowców uznaje je za zabytki języka polskiego. Z całą pewnością za pierwszą publikację kaszubskojęzyczną uznaje się dziś śpiewnik luterański wydany przez pastora Szymona Krofeya w 1586 roku „Duchowne piesnie D. Marcina Luthera y ynßichnaboznich mężów”. Książka powstała na zlecenie ówczesnych władców Pomorza Zachodniego, aby zgodnie z ideą reformacji w liturgii używać języków miejscowych. Generalnie reformacja odegrała dużą rolę w rozwoju języka kaszubskiego, szczególnie jeżeli chodzi o zabytki piśmiennicze.
Polacy mają swojego Oskara Kolberga, któremu zawdzięczają np. zebranie pieśni i zapisanie obrzędów. Czy Kaszubi także mają takich badaczy, którzy przysłużyli się do zachowania ich tradycji i języka?
Jak najbardziej. Sami Kaszubi pod kątem badawczym i twórczym zainteresowali się swoim językiem i kulturą pod wpływem idei Wiosny Ludów. To z tego czasu pochodzą pierwsze słowniczki, czasopisma i wydawnictwa dotyczące np. medycyny ludowej. Stał za tym pochodzący ze Sławoszyna w gminie Puck, doktor Florian Ceynowa. Interesował się medycyną ludową i zbierał informacje na ten temat, a że były one przekazywane w języku miejscowej ludności, to ten język także go zafascynował. Dzięki niemu naszym językiem i kulturą udało się zainteresować językoznawców i kulturoznawców z całego świata. Ceynowa interesował się Kaszubami jako ludem słowiańskim żyjącym nad Bałtykiem w państwie niemieckim i dlatego próbował zainteresować tematem naukowców z Czech i Rosji. Udało mu się to i od tamtej pory możemy mówić o rozwoju świadomości językowej na naszych terenach, ale i w świecie nauki. Poza nim warto tu wspomnieć także o naukowcu z Niemiec, który zafascynowany językiem i kulturą przeprowadził się z Lipska na Kaszuby. Był to Friedrich Lorentz. Zjeździł całe Kaszuby, odwiedził wszystkie wioski i rozmawiał z każdym kto posługiwał się tym językiem i podobnie jak Oskar Kolberg, wydał kilka tomów książek ze spisanymi ludowymi opowieściami, z tym, że w języku kaszubskim. Badał nasz język także pod kątem formalnym –wyróżniał zasady rządzące językiem, gramatykę, składnię i wydzielił 76 odrębnych dialektów i 4 dialekty pośrednie między językiem kaszubskim i językiem polskim na terenie od Gdańska po Ustkę i Chojnice.
Czyli wbrew temu, co niektórzy do dziś myślą – język kaszubski nie jest jedynie dialektem. Nie dość, że od dawna uznany za osobny język to jeszcze dzieli się na wiele podgrup.
Tak, często sprawdza się tu kaszubskie powiedzenie, że co wieś to inna pieśń – choć może lepiej oddają to dawne granice parafii katolickich, bo mniej więcej pokrywają się z zasięgiem poszczególnych gwar języka kaszubskiego. Tyle ile było dawniej parafii, tyle było sposobów wymawiania niektórych głosek, których nie ma w języku polskim. W dużej mierze, to zróżnicowanie zachowało się do dziś. Dziś nie ma już co prawda prawie 80 gwar, jest ich około 36 i dzielimy je na trzy-cztery główne grupy dialektalne: północną, środkową, południową i czasami zachodnią. Co i tak jest niezłym wynikiem jak na dzisiejsze czasy. Dodatkowo od XIX wieku język funkcjonuje w literaturze kaszubskiej, a od kilkudziesięciu lat pracujemy nad rozwojem standardu literackiego, który wykorzystujemy w nauczaniu. W chwili obecnej obowiązują rozwiązania przyjęte przez językoznawców, literatów i nauczycieli kaszubskiego w 1996 roku, choć wciąż pojawiają się nowe pomysły.
Na pewno do utraty różnorodności dialektalnej przyczyniły się i wojny, i czasy powojenne kojarzone z ujednolicaniem i zwalczaniem wszelkich odrębności.
Tak, PRL prowadziła silną politykę przeciwko wszystkim takim wyróżnikom, zresztą pod tym względem niewiele się to różniło od czasów II RP. W tych czasach szerzono wiele stereotypów na temat Kaszubów, które pokutują do dziś. W PRL podejmowano jednak środki drastyczniejsze, no i trwało to kilkadziesiąt lat dłużej. Na początku uważano nas za element niepewny narodowościowo, w pierwszych latach powojennych rekruci wojskowi z Kaszub odbywali służbę wojskową w kopalniach na Śląsku, a czasem nawet w Rosji. Później zabroniono powoływania Kaszubów do Marynarki Wojennej. Przez niemal cały okres PRL przedstawicieli kaszubskiej inteligencji pomijano przy powoływaniu urzędów państwowych. Utrudniano także dostęp do edukacji – młodzież z Kaszub nie mogła uczyć się w szkołach wyższych, dzieci kaszubskie wysyłano czasami do szkół specjalnych, albo do szkół w innych rejonach, tylko dlatego, że nie mówiły po polsku.
Czyli tak jak pod zaborami była germanizacja czy rusyfikacja, tak podczas PRL-u polonizacja?
Tak, tak to właśnie wyglądało. Naukowcy czy nauczyciele pochodzący z Kaszub często dla własnego dobra nie mówili o odrębności języka kaszubskiego. W szkołach stosowano kary cielesne za mówienie w tym języku na terenie szkoły. Uznawano go za gwarę, zniemczoną polszczyznę i wręcz wmawiano, że używanie go jest uwsteczniające dla Kaszubów, a raczej dla miejscowej ludności, bo pojęcia „Kaszubi” także przestano używać. Podobnie jak nazwę regionu „Kaszuby” zamieniono na „Wybrzeże”, co też wciąż możemy spotkać. Budowano skojarzenia z wiejskością, ale w jak najbardziej pejoratywnym znaczeniu. Jeżeli kogoś nazywano Kaszubem, to miało budzić skojarzenia o byciu niedouczonym, zacofanym.
Wiele stereotypów z lat PRL pozostało w ludziach do dziś. W końcu wpajano im takie rzeczy przez całe lata. Stąd zapewne zanik wielu gwar, bo dla wielu osób mówienie gwarą było fanaberią i „obciachem”.
Tak. Dziś wielu Kaszubów wciąż doświadcza efektów traumy budowanej przez te wszystkie lata. Kaszubi często wstydzą się mówienia po kaszubsku, aby nie kojarzono ich z analfabetami. Nie chcą się też przyznawać do bycia Kaszubami. Kaszubskim swobodnie posługują się na przyjęciach rodzinnych, ale nie w miejscach oficjalnych: w szkole, w kościele, w urzędzie, w przychodni zdrowia, czy choćby w sklepie. Nawet jeżeli po drugiej stronie lady stoi sąsiadka, z którą przy niedzielnej kawie mówi się wyłącznie po kaszubsku. Nawet, gdy kilkanaście lat temu powstawała ustawa o mniejszościach, poglądy takie wciąż funkcjonowały w społeczeństwie, także wśród naukowców z Kaszub. To utrudniało walkę o jakikolwiek status Kaszubów, czy języka kaszubskiego w Ustawie, bo także na Kaszubach były głosy, że to nikomu nie jest potrzebne, bo Kaszubi w domu jak chcą, to mówią po kaszubsku, a ponadto, Kaszubi nie są mniejszością na Kaszubach. Choć myślę, że wcale tak nie jest.
Czy dziś w domach mówi się jeszcze po kaszubsku?
Niestety w naturalnym przekazie ten język praktycznie zanikł. W domach dominuje język polski. Jeszcze kilkanaście lat temu w mojej rodzinnej wiosce, w której mieszkało może 80 osób, dominował język kaszubski. Z sąsiadami, z rodziną rozmawiało się niemal tylko w tym języku. Ewentualnie używano języka mieszanego – czegoś pomiędzy polskim, a kaszubskim, spolonizowanej wersji kaszubskiego, albo polskiego z wtrętami słówek kaszubskich. Dziś tego języka już nie ma w takim naturalnym przekazie międzypokoleniowym. Moje najmłodsze siostry, urodzone po roku 2000, nie znają już tego języka ze słyszenia, z domu, czy z podwórka.
Od 2005 roku jednak język kaszubskie cieszy się statusem języka regionalnego. Czy to miało wpływ na sytuację? Czy to, że znika język w naturalnym przekazie to efekt znanego mechanizmu psychologicznego polegającego na tym, że gdy się widzi opór to się walczy, a gdy już coś jest dozwolone to nagle brakuje motywacji?
Można myśleć, że to miało jakiś związek, ale ja widzę tu inny powód. Prawdę mówiąc wcześniej nie było u nas zmasowanej walki o język, zdecydowana większość Kaszubów pogodziła się z tym, że ma mówić po polsku, bo tak będzie wygodniej dla nich i ich dzieci. Poza tym, że polski jest jedynym językiem urzędowym w Polsce, który obowiązuje wszędzie i nie da się go zastąpić językiem kaszubskim, dużym problemem jest też rozwój technologii. Pod koniec lat 90-tych nie było komputerów i Internetu. Rodziny i sąsiedzi spędzali ze sobą czas na żywo i rozmawiali we własnym języku – u nas często właśnie po kaszubsku i wtedy był to język naturalnej komunikacji. Wraz z nastaniem Internetu, coraz większą liczbą różnych mediów, niezliczonych programów telewizyjnych i stacji radiowych, coraz bardziej powszedni stał się język, którym te media się posługiwały, czyli język polski. Zatem język trwał dopóki mówiło się w nim naturalnie. Gdy został wyparty przez język polski płynący z telewizorów, komputerów, tabletów itd. i gdy trzeba było się go zacząć specjalnie uczyć w szkole, bo w tym samym czasie umożliwiła to Ustawa, to już sytuacja się zmieniła. Możliwe, że po prostu Ustawa pojawiła się w przypadku Kaszubów kilkadziesiąt lat za późno. Gdyby nasz język uznano prawnie w Polsce w czasach PRL, to myślę, że mógłby on być dziś na jeszcze wyższym poziomie jeżeli chodzi o wykorzystywanie języków w nowych technologiach, niż np. język kataloński. Ale koniec końców status języka regionalnego dał nam wiele – choćby przez to, że dostępne są środki na zachowanie i rewitalizację tego języka, na prowadzenie mediów w tym języku, czy na nauczanie języka w szkołach. Dzięki wielu działaniom aktywistów z Kaszub, mogę powiedzieć, że choć język kaszubski nie jest już językiem naturalnym, to staje się językiem modnym. W dobrym tonie jest choć trochę się nim interesować, a znajomość naszego języka i posługiwanie się nim jest bardzo pozytywnie odbierane. Myślę, że w dużej mierze stało się tak dlatego, że dzięki mediom wzrosła świadomość samych Kaszubów, że są wyjątkowi, że nasz język jest wyjątkowy i warto o niego zadbać. Dawniej nie było to tak oczywiste.
Od jakiegoś czasu język kaszubski można zdawać na maturze. Czy wielu maturzystów korzysta z tej okazji?
Tu niestety tendencja jest zdecydowanie spadkowa. Gdy język kaszubski wprowadzono jako jeden z przedmiotów do wyboru na maturze, zainteresowanie było dość duże – bywały lata, że nawet kilkuset maturzystów go zdawało. Prawdę mówiąc nie wiem, czy w tym roku będzie ich choć kilkunastu. Wpływ na to ma fakt, że wynik matury z języka kaszubskiego nie jest liczony przy zdawaniu na studia, nawet na uczelniach na Kaszubach. To rozwiązanie edukacyjne jest problematyczne w całym naszym kraju i dotyczy wszystkich mniejszości. Natomiast wzrasta liczba uczniów szkół podstawowych, którzy chcą uczyć się tego języka. W głównej mierze jest to edukacja dla chętnych, trzeba złożyć deklarację, że chce się brać udział w takich zajęciach, podobnie jak w przypadku religii, etyki czy WDŻ, ale niestety często nauka ta odbywa się po lekcjach. Co ciekawe z różnych badań i obserwacji wynika, że bardzo chętnie naszego języka uczą się dzieci z rodzin przyjezdnych – ludzie się przeprowadzają na Kaszuby i to ma im ułatwić zapuszczenie korzeni i zasymilowanie się z tym nowym miejscem.
Myślę, że można to uznać za sukces. Języki zanikają na całym świecie. Ludzie coraz częściej nie chcą „zaśmiecać sobie głowy” czymś co nie przynosi profitów. Ludzie wyjeżdżają za granicę i często nie uczą własnych dzieci swojego rodzimego języka więc to, że udało się język zachować i wciąż jest on obecny w przestrzeni publicznej jest jednak osiągnięciem.
To jest duży problem wśród wielu społeczeństw na całym świecie. W samej Wielkiej Brytanii z podobnymi problemami borykają się Walijczycy i Szkoci, chociaż ich języki są językami urzędowymi i obowiązują jako języki edukacji. Mają też wiele innych, lepszych rozwiązań, niż my. Niestety, po wstąpieniu do Unii Europejskiej na Kaszubach dominował pogląd, że teraz to jedynie język angielski się liczy i tylko tego języka warto się uczyć. Do dziś walczymy z takim szkodliwym dla języka kaszubskiego podejściem społeczeństwa na Kaszubach. Ale ostatecznie przecież jest w tym trochę racji. Po co mówić po kaszubsku, skoro wszystko wokół jest po polsku i nie ma profitów z posługiwania się naszym językiem? Ludzie po prostu robią to, co wydaje im się bardziej praktyczne i potrzebne.
Chyba jednak odrobinę się ten trend odwraca. Jest „moda” na odrębność, szukanie własnych korzeni. Kiedyś to co wiejskie, ludowe było tematem wstydliwym, dziś to wszystko wraca.
Tak, zdecydowanie widać ten trend. Na pewno ma tu znaczenie zmiana pokoleniowa. W dorosłe życie wkraczają osoby niepamiętające PRL-u i tych negatywnych konotacji związanych z tym co regionalne. Mamy otwarte granice, więc ci młodzi ludzie wyjeżdżają do innych krajów europejskich i spotykają się z rówieśnikami z tych krajów. Tam regionalizmy zawsze były naturalne i cenione np. we Włoszech czy Hiszpanii ludzie z dumą będą mówić, że pochodzą z Sycylii, Korsyki, czy Katalonii. Niewiele wówczas trzeba, aby młodzi ludzie z Polski zaczęli z taką samą swobodą mówić, że są z Kaszub czy ze Śląska. W Walii czy Szkocji edukacja odbywa się w językach danych regionów, więc gdy ktoś z Polski przeprowadzi się w te regiony, odkryje, że dzieci nie uczą się w szkołach po angielsku. Zmienia to więc nasze patrzenie na nasze małe ojczyzny. Ci, którzy wyjeżdżali kilkanaście lat temu, dziś wracają do Polski i szukają podobnego stylu życia, opartego na regionalizmie i lokalności. Początkowo budziło to na Kaszubach zdziwienie – wyjechali w poszukiwaniu lepszego życia na mitycznym Zachodzie, po czym wracają i szczycą się tym skąd pochodzą. Dziś jest to coraz bardziej zrozumiałe. Wstyd związany z własnym pochodzeniem, z językiem, czy nawet z lokalnymi tradycjami jest coraz rzadszy, a coraz częściej w jego miejsce pojawia się duma i to jest piękne.
Fot. https://pixabay.com/pl/photos/polska-lato-kaszuby-krajobraz-5328328/