Od ponad 100 lat w Borkach Małych w gminie Olesno miejscowi kawalerowie kultywują tradycję krzyżoków i bramy wielkanocnej.

Krzyżoki to kawalerowie z wioski, którzy w Wielką Sobotę spotykają się w miejscowej remizie, by kończyć bramę wielkanocną, nad którą pracują od kilku dni. Budują ją poprzez nawlekanie wydmuszek na sznurki, które są ułożone w przygotowany wcześniej projekt. Jest ich zazwyczaj dwunastu. To symboliczna liczba nawiązująca do dwunastu apostołów. Po zawieszeniu wielkanocnej bramy, około godziny trzeciej nad ranem udają się do kościoła, skąd z szarfami, chorągwiami i figurą Chrystusa Zmartwychwstałego ruszają na obchód pól wokół wioski. Jeden z nich prowadzi zawsze śpiew całej grupy. Chodząc po polach, kawalerowie modlą się o udane żniwa dla miejscowych rolników. O godzinie szóstej przybywają pod kościół i każdego roku przewodzą procesji rezurekcyjnej. – Najstarsze zdjęcie naszych krzyżoków pochodzi z 1953 roku – wspomina Maria Świtała z Borek Małych. – Chorągwie i figura Chrystusa Zmartwychwstałego, którą są na nim widoczne, zachowały się do dziś. Nie wiadomo jednak, kiedy dokładnie pojawiła się u nas ta tradycja. Jak wspominają najstarsi mieszkańcy wsi – sięga przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku.

Brama – symbol wioski

Największym symbolem tej tradycji jest oczywiście ogromna brama wielkanocna zrobiona z wydmuszek, która wisi zawsze w tym samym miejscu, w środku wioski. W ostatnich latach krzyżoki podnoszą sobie coraz wyżej poprzeczkę jej wykonaniem. A zaczęło się od
podstawowych projektów…

Krzyżokiem zostałem po raz pierwszy w 1993 roku – mówi Roman Wróbel, który od 1999 roku projektuje małoboreckie bramy z wydmuszek. – Od zawsze najbardziej w tej tradycji pasjonowała mnie brama. Kiedyś była mniejsza, z dwustu, co najwyżej czterystu jajek, dlatego projektowaliśmy ją wszyscy wspólnie. Pierwszy samodzielny projekt wykonałem w 1999 roku. Od tego czasu, choć już od paru lat kawalerem i jednocześnie krzyżokiem nie jestem, pomagam zawsze przy tworzeniu bramy. Czekam na informację od chłopców o tym, ile uzbierają wydmuszek i potem zaczynam rozrysowywać projekt.

Ta wielkanocna tradycja to prawdziwa pasja Romka. W domu ma dwa duże albumy, w których zbiera wszystkie pamiątki związane z krzyżokami.

Mam swoją szarfę, o którą dbałem przez te wszystkie lata i zawsze miałem tę samą – wspomina – Jest w tym albumie mnóstwo zdjęć – wywołanych i na płytach cd. Mam wszystkie projekty, nawet te, które jeszcze nie zostały wcielone. Gdy tylko bowiem jakiś pomysł na bramę przyjdzie mi do głowy, od razu rysuję go na kartce i zostawiam w albumie. W nim mam jeszcze kasety magnetofonowe. W 2008 roku bowiem do plecaka na obchód po polach wziąłem ogromny magnetofon, z ciężkimi bateriami S16, żeby nagrywać nasz śpiew. Chłopcom o tym nie mówiłem, bo mogliby się speszyć, a tak wyszło świetnie, jest super pamiątka. Gdy tylko nie patrzyli, musiałem szybko podmieniać rozładowane baterie.

Dawniej brama robiona była w kształcie symetrycznych, jednolitych wzorów. Ostatnio jednak, za sprawą tak dużej liczby zebranych wydmuszek, da się w niej rozpoznać wielkanocne i religijne symbole. Był zajączek, koszyczek, kielich z hostią, korona cierniowa, dzwonek, wielkanocna pocztówka. Pojawiły się napisy z wydmuszek, jak „Wesołych Świąt” i „Alleluja”. Bramy mają nieść także ludziom przesłanie…

Świąteczne koszyki z pokarmem to piękna tradycja dla całych rodzin, o której warto pamiętać tłumaczy Roman Wróbel. – Wielkanocną pocztówką chciałem zwrócić uwagę na to, że ludzie w obecnych skomputeryzowanych czasach zapominają o tak fajnej, tradycyjnej rzeczy, jak wysyłanie kartek na święta. Mieliśmy więc pocztówkę ze znaczkiem pocztowym i symbolami wielkanocnymi w postaci zajączka oraz dwóch pisanek. Małoboreckie krzyżoki przez cały rok przypominały o tradycyjnym składaniu życzeń bliskim, którzy mieszkają daleko od nas. Do bramy z kielichem i hostią potrzebowałem zaś możliwie największe białe hula hop. Chodziłem więc po Oleśnie i szukałem. Tam, gdzie kupiłem, pani zapytała do czego jest mi tak pilnie potrzebne. Odpowiedziałem: „Do hostii”. Mocno się zdziwiła, ale na szczęście po chwili takie znalazła.

Brama biła już wiele rekordów. Największa – z 5422 jajek. Najwyżej zawieszona – na wysokości trzynastu metrów i sześćdziesięciu centymetrów. Do jej powieszenia używa się rusztowań. Kawalerowie zawieszają ją w specjalnych zabezpieczeniach. Powoli, bez poganiania, bo najmniejszy błąd może doprowadzić do katastrofy. A żaden z mieszkańców w wielkanocny poranek nie chciałby nie dostrzec symbolu wioski. Samo przeniesienie z remizy do miejsca zawieszenia również nie jest łatwe, bo trasa liczy ponad trzysta metrów. Tysiące wydmuszek z dodatkowymi elementami są ciężkie, do tego dochodzi zmęczenie, zimno i presja czasu. Brama musi zawisnąć bowiem przed północą.

Krzyżoki dbają jednak o najmniejsze szczegóły. Dokładnie mocują bramę w kilku miejscach,
sprawdzają po kilka razy wiązania i wzajemnie sobie pomagają. Poziom trudności wzrasta, bo w ostatnich latach pojawiły się w niej elementy ruchome i 3D.

Raz przy wieszaniu bramy pomogli nam patrolujący policjanci, którzy światłami radiowozu świecili tak długo aż skończyliśmy – wspomina Tomasz Jabłonka. – Innym razem tak wiało i tak mocno padał śnieg, że nie szło bramy właściwie utrzymać, a co dopiero ją powiesić. Ale ostatecznie daliśmy radę.

Zawsze do ostatniej chwili dla mieszkańców pozostaje tajemnicą ostateczny kształt bramy. Zna go tylko projektant i krzyżoki. Dlatego w Niedzielę Wielkanocną tak wielu ludzi przyjeżdża od samego rana pod bramę, zatrzymują się, robią fotografie. To atrakcja i wizytówka Borek Małych. Tego dnia przez środek wioski przejeżdżają samochody o rejestracjach nie tylko OOL. Pojawiają się i na opolskich rejestracjach, kluczborskich, lublinieckich, tarnogórskich,kłobuckich, także niemieckich. Toczą się rozmowy, wracają wspomnienia, bo można wśród oglądających rozpoznać byłych krzyżoków. Krzyżokiem bowiem pozostaje się na całe życie.

Przypominają się zawsze stare, dobre czasy – wspomina Mateusz Lesik, który kiedyś był krzyżokiem. – Przyjeżdżam od paru lat, specjalnie dużo wcześniej przed rozpoczęciem rezurekcji, by usłyszeć jeszcze ich śpiew, jak chodzą po polach. Obowiązkowo jadę również zobaczyć bramę. Zrobienie jej i powieszenie, to było zawsze dla nas coś niezwykłego…

Wielu ludzi poza tym od rana wyczekuje zdjęć na popularnym portalu społecznościowym Facebook.

– To świetna tradycja, bardzo mi się spodobała, gdy pierwszy raz byłem w Borkach Małych i zobaczyłem bramę – mówi Rafał Krzyczmonik z Mikołowa na Śląsku. – Od tamtej chwili każdego roku w wielkanocny poranek wyczekuję, aż któryś z moich znajomych z tej wioski wrzuci zdjęcia, bo jestem ciekaw, co znów świetnego krzyżoki wymyślili.

Cieszę się, gdy ludzie potrafią docenić pomysł i pracę – mówi Roman Wróbel. – Gdy przychodzą smsy z gratulacjami, gdy się widzi, jak samochody zatrzymują się w środku wioski. Pomału ta moja pasja przechodzi ponadto na mojego syna Jakuba. Pomagał mi już nawet łączyć wydmuszki.

Bazylia, ucek i kurki

Po zawieszeniu bramy, a przed obchodem pól, krzyżoki jedzą zawsze tradycyjną wielkanocną jajecznicę ze stu dwudziestu jajek. Wcześniej odśpiewują modlitwę.

– Jest ich aż tyle, bo każdy z nas przynosi ich po dziesięć – mówi Łukasz Plewnia. – Tradycyjna jest zawsze przygotowywana z dodaniem cebuli, kiełbasy śląskiej, ucku (szczypior – przyp. red.), boczku i przypraw. Robimy też zawsze drugą, co roku z innego przepisu. Raz były w niej na przykład kurki. Krzyżoki to bardzo fajna tradycja. Nie chodzimy tylko dla niej, lecz niesiemy wieść o Zmartwychwstaniu Jezusa dla całej wioski, prosząc o błogosławieństwo dla rolników.

Pracowita noc

Około godziny trzeciej krzyżoki udają się piechotą do kościoła. Stamtąd zabierają szarfy, chorągwie i figurę Chrystusa Zmartwychwstałego. Według tradycji niesie ją zawsze ten, który w najbliższym czasie ma się żenić.
Jeszcze w kościele krzyżoki po raz pierwszy odśpiewują radosne „Alleluja” i przy włączonych dzwonach kościelnych ruszają na obchód pól. Śpiewając wielkanocne pieśni, kawalerowie modlą się o udane żniwa dla rolników z Borek Małych. Na godzinę szóstą docierają z powrotem do kościoła, by dołączyć ze swoim śpiewem do procesji rezurekcyjnej.
Wielu mieszkańców wioski, zostawia tej nocy uchylone okna, aby słyszeć śpiewy krzyżoków. Co ciekawe, pamiętają oni, że dawniej jeden z rolników nie życzył sobie, by krzyżoki przechodzili przez jego pole. Gdy jednak gradobicie zepsuło jego późniejsze plony, rolnik sam zwrócił się do nich, by ponownie przychodzili w tę noc modlić się o udane żniwa.

Byłem podekscytowany tym, że mogę chodzić i głosić, że Chrystus Zmartwychwstał, tak jak robił to mój tata, dziadek, czy pradziadek – mówił Szymon Brodacki, gdy w 2016 był pierwszy raz krzyżokiem. – Sama droga jest dosyć ciężka, ponieważ idziemy polami, łąkami, błotnistymi i wyboistymi drogami. Dodatkowo wysoko trzymamy wtedy swoje sztandary i głośno śpiewamy. Nie jest to łatwe, ale warto.

Tym bardziej nie jest łatwo, że panowie nie śpią przez całą noc, a ciężko pracują. W remizie mocno pracują od sobotniego ranka. Do niej wracają po zakończeniu uroczystości kościelnych Wielkiej Soboty, by dokończyć bramę.

Dla mnie to bardzo ważna tradycja – mówi Beniamin Brodacki. – Oprócz wspólnego spotkania z przyjaciółmi, wymaga od nas poświęcenia, zaangażowania i wielogodzinnej pracy przy budowie bramy. Jest to też moim zdaniem pewien akt wiary, w którym dwunastu młodych mężczyzn śpiewem głosi Zmartwychwstałego, wyznając w ten sposób swą wiarę. Często też sama brama przedstawia symbole wielkanocne lub liturgiczne. Największym moim przeżyciem podczas krzyżokow jest śpiewane pieśni „Alleluja. Żyw już jest zwyciężyciel” o trzeciej nad ranem. Wtedy zawsze mam ciarki.

Rosnące zainteresowanie

Jeszcze parę lat temu o krzyżokach wiedzieli mieszkańcy głównie gminy Olesno. Dzięki mediom lokalnym, a także w ostatnich latach ośrodkom kultury z Opolszczyzny i Śląska, jest o nich coraz głośniej. Powstały materiały wideo, trafili do publikacji książkowej. W 2017 roku, aby udokumentować ten zwyczaj, do wioski przyjechali przedstawiciele Regionalnego Instytutu Kultury w Katowicach, Muzeum Wsi Opolskiej w Bierkowicach i opolskiego oddziału Narodowego Instytutu Dziedzictwa. Spędzili oni z krzyżokami całą noc, dokładnie obserwując ich trud.

O tradycjach krzyżoków, bramy wielkanocnej oraz Mikołajów w Borkach Małych dowiedziałem się w 2016 roku, podczas zbierania informacji o ludowych zwyczajach w województwie opolskim – mówi Robert Garstka z Regionalnego Instytutu Kultury w Katowicach, współautor książki „Czas niezwykły. Obrzędowość doroczna na Górnym Śląsku”.

Było to dla mnie wielkie zaskoczenie, ponieważ nie słyszałem o nich wcześniej. Również publikacje uznanych badaczy, opisujących śląskie zwyczaje i obrzędy doroczne, nic o nich nie wspominały. Rok później postanowiłem dotrzeć tam, by je zobaczyć i udokumentować. Pretekstem do tego był między innymi rozpoczęty przez Regionalny Instytut Kultury w Katowicach dwuletni, etnograficzny projekt ministerialny „Mapa Obrzędowa Górnego Śląska”. Wzmiankowane tradycje są ciekawe i unikatowe w skali kraju. Mikołajowe grupy spotyka się wprawdzie w Łące koło Pszczyny, jednak prezentują się one w ciągu dnia, natomiast grupa z Borek Małych wyrusza na obchód wsi po zmroku. W Świbiu, Szałszy i Wiśniczach w województwie śląskim, w Poniedziałek Wielkanocny, wcześnie rano, mężczyźni udają się w towarzystwie kapłana, na tradycyjny obchód pól. Zatrzymują się przy przydrożnych krzyżach i kapliczkach, na krótką modlitwę o dobre urodzaje. Nieco inaczej wygląda to w Borkach Małych, gdzie dwunastu mężczyzn jak dwunastu apostołów – krzyżoki, w Wielką Niedzielę pod osłoną nocy, o trzeciej nad ranem, udają się do pobliskiego kościoła. Zabierają stamtąd proporce oraz figurę Chrystusa Zmartwychwstałego. Po odśpiewaniu pieśni, wychodzą na zewnątrz i kierują się na okoliczne pola. Wieś śpi, zaś oni w zupełnej ciemności przemierzają pola uprawne, śpiewając pieśni Wielkanocne, które niosą się echem po okolicy. Po zakończonym obchodzie, wracają na chwilę do domu, by już o szóstej rano wziąć udział w rezurekcji. Uczestniczenie wraz z nimi w obchodzie było dla mnie wielkim doświadczeniem badawczym oraz duchowym. Cieszę się, że ta tradycja nadal trwa, dzięki kolejnemu pokoleniu mieszkańców, którzy ją pielęgnują. Równie wielkim zaskoczeniem, była dla mnie brama wielkanocna, która tworzona jest corocznie z kilku setek wydmuszek i zawieszana wieczorem w Wielką Sobotę, w centrum wsi, między dwoma drzewami. Uważam, iż jest to ewenement co najmniej na skalę naszego kraju. Pragnę podziękować ich depozytariuszom za otwartość, gościnę, poczęstunek oraz możliwość poznania lokalnych tradycji. Zasługują one, aby znaleźć się na liście niematerialnego dziedzictwa naszego kraju, jak również na kartach publikacji. Pewną lukę w tym zakresie wypełnia nasza książka – pokłosie wspomnianego projektu, „Czas niezwykły. Mapa obrzędowa Górnego Śląska”.

Fajne w tej tradycji jest to, że angażuje tak wielu ludzi, przede wszystkim młodych – tłumaczył wtedy Bogdan Jasiński z Muzeum Wsi Opolskiej. – Oni na przykład czują, że bycie krzyżokiem to zaszczyt. A wiem, że nie każdy może nim zostać, bo oprócz wytrwałości, trzeba też wykazać się dobrym śpiewem.

Obserwowało nas wtedy niezwykle uważnie wielu gości – wspomina Tomasz Jabłonka. – Były kamery, aparaty, każdy z przyjezdnych chciał jak najwięcej wiedzieć o poszczególnych etapach pracy. Musieliśmy się jakoś od tego odciąć. Niełatwo było też na obchodzie pól, gdzie przeszkadzał mocny wiatr, grząskie pola, po których trzeba było cały czas chodzić ze sztandarami i to tym razem w towarzystwie naszych gości. Ale z efektu jesteśmy bardzo zadowoleni.

Wtedy też, z racji odwiedzin, wyjątkowo krzyżoki przygotowali jajecznicę z aż 180 jaj.

Pierwsza składała się z boczku, cebuli, kiełbasy śląskiej i ucku, a druga z boczku, cebuli, szynki, czosnku, bazylii, ucku i żółtego sera – wspomina Łukasz Plewnia. – Oczywiście do każdej dodane były jajka. Obie poza tym były smażone na maśle klarowanym i doprawione dla smaku solą oraz pieprzem.

Bardzo nam smakowała – komentował wtedy Robert Garstka. – Co ciekawe, od dzieciństwa nie jadam jajek, jednak do lokalnego specjału przekonałem się.

Krzyżoki na całe życie

Krzyżoki to tradycja, która ciągle będzie trwać. To w sumie niezwykłe, że od tylu lat, tylu pokoleń, ciągle znajdują się młodzi ochotnicy gotowi poświęcić ogrom czasu na przygotowania. W czasach zdominowanych przez internet, smartfony, ogromną ilość dodatkowych zajęć, czy to muzycznych, czy sportowych, itp., małoborecka młodzież potrafi najpierw przez kilka niedziel uczęszczać na próby, a potem, w ostatnim tygodniu przed Wielkanocą – od razu po przyjściu z pracy lub szkoły – zjeść szybko obiad i od razu ruszać do remizy, by przygotowywać bramę.

– Zawsze z utęsknieniem czekam na ten okres – mówi Beniamin Huć. – Można oderwać się od codzienności. Towarzyszy temu zmęczenie, ale jest to pozytywne. Jesteśmy zawsze dumni, gdy już zawiśnie brama, gdy podchodzą do nas ludzie i nam gratulują, dziękują, że o tę tradycję dbamy.

Każdego roku dostaję kartki z gratulacjami, podziękowaniami i smsy od franciszkanów, którzy kiedyś byli w naszej parafii, a także od kapłanów z innych wiosek, gdy tylko zobaczą gdzieś w internecie zdjęcia bramy – mówi Roman Wróbel. – To daje motywację. Cieszę się, że pojawiają się nowi chłopcy. Trzeba się trochę poświęcić dla tej tradycji. Zbierać wydmuszki, chodzić przez ponad miesiąc na próby, by ćwiczyć śpiew. Wiemy jednak, że mieszkańcy to doceniają. I każdego roku będą na nas w kościele na rezurekcji czekać.

– Borki Małe to dla nas nieodkryta oaza tradycji, to niesamowite jak unikatowe tradycje posiada i jak wspaniale są pielęgnowane – chwali Robert Garstka. – Pojawialiśmy się w wielu miejscach, by opowiadać o naszym projekcie, ale zawsze największe zainteresowanie wzbudzała brama z wydmuszek.

Autor: Martin Huć, lokalny dziennikarz
Zdjęcia: Martin Huć
Red. Joanna Szymańska-Radziewicz