![](http://archiwum.nikidw.edu.pl/wp-content/uploads/2021/09/20210813_173942-960x590.jpg)
Śmiałe pomysły, hafty i „praca zdalna” – KGW „Hłubuczka” w Długim Brodzie
Koło Gospodyń Wiejskich „Hłubuczka” w Długim Brodzie (woj. podlaskie, powiat hajnowski, gmina Dubicze Cerkiewne) formalnie powstało w 2019 roku. Obecnie zrzesza 10 członków, w tym 3 panów. Nadrzędnym celem Koła jest praca na rzecz Długiego Brodu. Koło specjalizuje się w hafcie oraz dąży do opracowania i wydania albumu o historii swojej wsi. Podejmuje różnego rodzaju działania mające na celu integrację społeczności lokalnej.
Z Tamarą Krajnik (przewodniczącą Koła), Ireną Niczyporuk i Violettą Dąbrowską (członkiniami Koła) rozmawiała Grażyna Olszaniec
Od kiedy istnieje Koło? I czy wcześniej były jakieś próby działalności?
Koło jest zarejestrowane od 2 lat, wcześniej istniała u nas grupa, która działała i udzielała się jako nieformalne towarzystwo.
Czy Panie wybrały dla siebie jakąś nazwę?
Tak, mamy nazwę – „Hłubuczka”. To jest miejscowa nazwa doliny, przy której leży wieś, od słowa głęboki (przyp. red. Hłuboki).
Jak się tutaj Państwo porozumiewają?
Większość naszych mówi w tutejszym języku (przyp. red. lokalny dialekt języka białoruskiego), a przyjezdni to już się orientują, bo mamy tutaj w zasadzie pomieszane towarzystwo: część jest tubylców i część ludzi, którzy kupili domy i też już się czują mieszkańcami.
Ilu członków liczy Koło?
W tej chwili mamy 10 członków, to minimum. Mieliśmy 12, ale w tamtym roku dwie osoby zmarły, kobieta i mężczyzna, oboje mniej więcej w naszym wieku.
Czyli mężczyzn w Kole też Panie mają? Ilu?
To jest koło gospodyń i gospodarzy. Panowie nas wspomagają. Trzeba gwoździe przybijać, to najlepiej panowie to zrobią. Teraz jest ich trzech.
Jaki jest cel podstawowy działalności Koła?
Nadrzędnym celem jest praca na rzecz naszej wsi, różnie to pojmując. Zanim utworzyliśmy koło, to już trochę o tym myśleliśmy i na zebraniach planowaliśmy, co zrobimy z pieniędzy sołeckich, co poprawimy. Przede wszystkim myśleliśmy o naszym bruku, więc głównie na nim się skupialiśmy, na jego oczyszczeniu, bo mamy jeden z ładniejszych bruków, a chcieli zalać go asfaltem… Zastanawialiśmy się co dalej, co jeszcze tu we wsi zrobić. Nie pamiętamy, kiedy się pojawił pomysł na opracowanie publikacji czy albumu o historii naszej wsi. Chyba pojawił się jak koło już istniało. To taki nadrzędny nasz cel był i jest – wieś nasza – zarówno polepszenie jej stanu i upiększenie wsi, ale i opracowanie jej historii. Nie jest to takie łatwe, bo starsi ludzie, którzy tutaj mieszkają, są już bardzo wiekowi i nie wszyscy mogą przekazać nam te wiadomości. Szkoda, że trochę późno, bo już te starsze osoby po prostu niewiele w tym momencie mogą powiedzieć.
Co takiego przekazują te osoby? Opowiadają historie czy są to też jakieś pamiątki?
Ci starsi mieszkańcy przekazują nam w zasadzie to, o co pytamy. W tej chwili, pytamy przede wszystkim o osoby na zdjęciach, które zbieramy, skanujemy. To ma być taki album z podbudową historyczną, więc jeśli nie znamy jakichś osób ze zdjęć, to o nie pytamy. Interesują nas też pokrewieństwa oraz informacje, gdzie przed wojną stał dom, do kogo należał. Czasami trafi się coś nieplanowanego, co przyjdzie do głowy w trakcie rozmowy. Mama Ireny, która ma 93-4 lata, doskonale się orientuje, pan Jan też ma 90 lat, mają jasne umysły i pamiętają dużo z czasu II wojny światowej. Mówią o Bieżeństwie (przyp. red. masowa ewakuacja ludności, z terenów zachodnich guberni Imperium Rosyjskiego w głąb Rosji, po przerwaniu linii frontu przez wojska niemieckie w okresie od 3 maja do września 1915 roku), też o wywózkach na Syberię oraz z najnowszej historii. To będzie nasze dzieło, choć nie wiemy jeszcze, jak będzie wyglądało. Mamy już opracowaną podbudowę na podstawie ksiąg cerkiewnych.
One są w archiwum czy są już zdigitalizowane?
Część pozostaje w archiwum i nie jest dostępna. Nasze archiwum powoli oddaje to do wglądu, są urodzenia, zgony, śluby, ale mamy też skany z księgi spowiedzi, czyli jak batiuszka (przyp. red. ksiądz prawosławny) z parafii w Werstoku, chodził po wsi, zazwyczaj przed Wielkanocą, i spisywał wszystkich mieszkańców, którzy aktualnie przebywali na miejscu. W tej księdze wiek nie zgadza się tak dokładnie, co do roku urodzenia, bo zależy jak kto powiedział. Osobne są rubryki mężczyźni, osobne kobiety. Z nich też dużo można się dowiedzieć, kiedy osiedlili się robotnicy na jakimś terenie, który nie był jeszcze wsią np. Jakubowo czy Piaski. Czeka nas wielka praca, zobaczymy co z tego będzie. A nasza wieś powstała z dwóch rodzin, z dwóch rodów, które się tu osiedliły jako strażnicy Puszczy i to też trochę ułatwia, a jej dawna nazwa to Mackiewicze. Starsi ludzie z sąsiednich wsi mówią, że my z Mackiewiczów zamiast z Długiego Brodu. Ta stara nazwa funkcjonuje jeszcze w świadomości.
Gdzie powstają te wszystkie inicjatywy? Jest takie miejsce w Długim Brodzie, gdzie Koło może się spotykać?
We wsi niestety nie ma świetlicy. Przydałaby się, ale nie ma tak naprawdę miejsca, gdzie by można ją zrobić. Spotykamy się w domu Tamary, bo można się tu spotykać. Oczywiście inaczej jest, jak jest świetlica – można gromadzić jakieś rzeczy, przechowywać je, a tak są w kartonie i musimy je przenosić. Jesteśmy „mobilnym kołem gospodyń”.
Czyli gromadzą się Państwo wspólnie, właśnie po to, by przeglądać zebrane dokumenty?
Jeszcze nie, bo my zaczęliśmy działalność w tamtym roku, czyli w 2020, najpierw od zbierania zdjęć i oznaczania, kto jest kim, bo to jest pilne. Tamte dokumenty poczekają, bo już czekały. Natomiast pandemia nam przerwała prace, bo nie wszyscy ludzie zgadzali się byśmy przyszli do nich po zdjęcia. Utrudniła nam troszkę, tak, że przerwaliśmy. A druga rzecz, którą zaczęliśmy robić to haftować…
Jak narodził się ten pomysł?
To było zainspirowane ręcznikiem obrzędowym, który tutaj funkcjonuje i haftem krzyżykowym. Jak się zebraliśmy, to wszyscy chcieli haft krzyżykowy. Niewiele osób haftuje, część się dopiero wprawia, niektóre osoby coś już próbowały, natomiast Irena i Tamara są naszymi mistrzyniami, zwłaszcza Irena. Tak więc żeby siedzieć i rozmawiać, pleść coś tam, bo to też jest potrzebne, to zaczęliśmy haft – najpierw z gazety, ktoś przyniósł jakieś czasopismo, jakieś tam jabłuszka i gruszki… a potem przypomniało nam się o ręczniku obrzędowym. Były książki i wzorniki pomyśleliśmy, że fajnie by było stamtąd czerpać wzory, motywy właśnie z tego ręcznika. A jak już zaczęłyśmy haftować, to wtedy okazało się, że przydałoby się to oprawić…i to najlepiej w ramkę ze starego drewna. Dopiero takie zestawienie dało odpowiedni efekt.
Panowie się przydali?
Panowie oczywiście bardzo się przydali. Część pierwszych haftów sprzedaliśmy, by były fundusze dla naszego koła gospodyń, bo te wszystkie publikacje będą się wiązać z kosztami. A gdy byłyśmy na festynie w Czeremsze nawiązałyśmy kontakt z panią z Muzeum w Bielsku Podlaskim i z tego spotkania powstał zamysł wystawy, która będzie w listopadzie i będzie nosiła tytuł „Zainspirowani ręcznikiem ludowym”. Jest już zapowiedź wystawy – część naszych prac już wisi pięknie wyeksponowana, oprócz tego są jeszcze dzieła pana Wrzecionko, który robi zwierzęta ze słomy i siana (przyp. red. Andrzej Wrzecionko, artysta-rzemieślnik specjalizujący w instalacjach z tworzyw naturalnych np. słomy, czy wikliny). Warto zobaczyć, bo bardzo ładnie to wygląda.
Wystawa ma miejsce w Bielsku Podlaskim?
W Domu Kultury. A o wystawie, to my już tak gadałyśmy dużo wcześniej, że nam trochę szkoda, bo gdy te nasze hafty sprzedajemy, to praktycznie nam wszystko ginie… Więc jak Viola z Ireną były na warsztatach w Tofiłowcach i była tam także pani Alina Dębowska, kierownik muzeum, przedstawiły pomysł wystawy, który był wcześniej omawiany i ona nam to ułatwiła. Bardzo dużo nam pomogła w zorganizowaniu. Jest już ładny plakat przygotowany przez dom kultury – można zobaczyć na stronie – są również zdjęcia.
Właśnie, gdzie Panie sprzedają hafty?
Pierwszy rzut, co myśmy zrobiły pod Boże Narodzenie, sprzedałyśmy na pniu. Wiadomość rozchodziła się pocztą pantoflową, znajomi przekazali znajomym i poszło… Najczęściej kupowano po kilka sztuk, bo jak się powiesi jeden haft, to nie ma efektu, muszą być co najmniej dwa lub trzy. A u jednego pana wisi nawet pięć i to dopiero daje efekt. W taki sposób sprzedaliśmy w krótkim czasie około 30 haftów nie wychodząc z domu. W ubiegłym roku przygotowywałyśmy się też do jarmarku bożonarodzeniowego, który miał miejsce w Hajnówce. Viola chociaż jest bardzo daleko stąd, na Boże Narodzenie zrobiła bardzo smaczne pierniczki i przysłała nam je w paczce na sprzedaż. Zrobiliśmy też stroiki ekologiczne i łapacze snów. Wszystko udało nam się sprzedać i już mamy pomysły na kolejny jarmark bożonarodzeniowy.
A wracając do naszych haftów, po sprzedaniu pierwszej partii, haftowałyśmy następne, szukałyśmy nowych wzorów, ale nie śpieszyłyśmy się ze sprzedażą. Szkoda się rozstać z tymi pracami, bo jak to jest ładnie wyeksponowane i widać efekt, to warto zatrzymać na dłużej. Myślimy, że jak ta wystawa się skończy to jeszcze gdzieś ją pokażemy, może w Hajnówce a może w Kędzierzynie Koźlu, na Opolszczyźnie, skąd jest Violetta, gdzie od kilku lat jest cerkiew i mieszka dużo osób, które pochodzą ze Wschodu, może będą zainteresowane. Taki jest plan, zobaczymy, co z tego się uda zrealizować. Będziemy jeszcze szukać innych możliwości, ale teraz zależy nam na tym, żeby to koło po prostu zaistniało i żeby było w jakiś sposób charakterystyczne, bo zauważyłyśmy, że dużo kół zajmuje się gotowaniem.
A czy kulinaria Panie interesują?
Nie mamy warunków, bo nie mamy świetlicy. Jak chęci będą to i kulinaria też zrobimy, nie jest powiedziane, że nie. Część osób tutaj jest przyjezdna, więc żeby nie obciążać osób, które są na miejscu, to muszą być takie działania, które zaangażują też pozostałe osoby. A generalnie koła, które były w Czeremsze sprzedawały przede wszystkim jedzenie, chyba my tylko jedni sprzedawaliśmy nasze rękodzieło. Może w przyszłości zrobimy jeszcze makatki, może jakieś tkaniny. Zainteresowanie to jest jedna strona, a co my z tym zrobimy to jest druga. Z haftem zrobiłyśmy właśnie to – wyeksponowałyśmy haft w inny sposób. To są motywy z ręczników obrzędowych. A ręcznik obrzędowy pełnił bardzo różną rolę. Ten ręcznik był na stanie rodziny, a w większości były to rodziny bardzo biedne, po to żeby było w domu coś ładnego, by na przykład można było dziecko podać do chrztu, albo gdy odchodził syn do wojska, to też coś na ręczniku podawano. Wisiał na ikonie i ją zdobił. To była taka ładna rzecz w domu, która była potrzebna, by nadać uroczystości odświętnego charakteru. Są informacje, że jak niemowlę zmarło to niesiono je na tym ręczniku do krzyża. Tak zresztą w publikacjach piszą, że od narodzin aż do śmierci nam towarzyszył.
Czy myślą Panie żeby przekazywać te umiejętności następnym pokoleniom np. organizować warsztaty?
Za krótko istniejemy, jesteśmy młodym kołem i pandemia nas ograniczyła, ale bardzo możliwe, że z czasem spróbujemy przekazać młodym. Możemy ze szkołami współpracować, na przykład w Dubiczach, w naszej gminnej szkole. Zobaczymy może coś przygotujemy takiego – zależy, czy pandemia wróci czy nie…
A jak to było z naprawą skrzyżowania?
Była wystosowana petycja do Zarządu Dróg Powiatowych, by je naprawili, szczególnie zalali dziury. Mieliśmy być uprzedzeni o terminie naprawy ponieważ chcieliśmy usunąć trawę z poboczy. Ale przyjechali ze sprzętem bez uprzedzenia i musieliśmy to robić na bieżąco. Nie było to łatwe, bo stara trawa była głęboko uwięziona w żużlu, trzeba było bardzo mocno bić łopatami i tak oczyściliśmy drogę aż do krawężników. Na początku powiedziano nam, że jak wyleją nowy asfalt, to pozostaną dziury, bo maszyna leje równą warstwę, ale ostatecznie pracownicy (być może widząc nasze zaangażowanie) zniwelowali dziury i dołki łopatami a potem już zalali całość, aż pod krawężnik, używając sprzętu. Udało się, zobaczymy jakie to będzie trwałe, ale jest porządnie. To była taka nasza praca na rzecz wsi.
Słyszałam, że coś specjalnego Panie przygotowały na Gwiazdkę…
Tak, dla najstarszych mieszkańców wioski Koło przygotowało prezenty – nam to sprawiło przyjemność i myślimy, że tym starszym osobom jeszcze większą.
Zatem najbliższe plany to jest wystawa…
Wystawa to już rzeczywistość, bo mamy już wyeksponowane 14 motywów. Będziemy wystawiać do 50, właśnie przygotowujemy – mamy część gotowych, trochę jeszcze nie oprawionych, razem ze 35 już wyhaftowanych. Pozostaje jeszcze 15 sztuk wyhaftować… Szkoda, że tutaj tak mało ludzi mieszka na stałe – jest trzech panów i trzy panie to razem sześć osób. Reszta, to są przyjezdni – przyjeżdżają w różnych porach roku, na święta, wtedy, kiedy mają wolne. Myślimy jednak, że do działania to wcale tak bardzo nie przeszkadza – bardziej liczą się chęci i pomysły. Violetta jest nauczycielką i mówi, że jak zdalnie można uczyć to tak samo zdalnie można pracować.
Fot. Grażyna Olszaniec
Fot. Bielski Dom Kultury http://www.bdkbielsk.pl/sierpien-na-ludowo-czyli-plecionki-wrzecionki/
Red. Aleksandra Szymańska
Adres: KGW „Hłubuczka” w Długim Brodzie
tamara.krajnik@wp.pl
Długi Bród 14 a
17-200 Hajnówka
Wystawa Motyw haftu krzyżykowego z podlaskiego ręcznika obrzędowego pt.: „Zainspirowani Ręcznikiem Ludowym”
Bielski Dom Kultury
3 Maja 2
17-100 Bielsk Podlaski
http://www.bdkbielsk.pl/sierpien-na-ludowo-czyli-plecionki-wrzecionki/
Więcej na temat ręczników ludowych z pogranicza powiatu bielskiego i hajnowskiego oraz technik hafciarskich w publikacji A. Dębowskiej, K. Sołuby, J. Sołuby, Ręcznik ludowy z okolic Bielska Podlaskiego – Haft i koronka (Muzeum Podlaskie w Białymstoku, Białystok, 2015).