Kanony kobiecego piękna w stylu retro!
Polki żyjące na początku XX wieku, wywalczyły sobie liczne przywileje, między innymi prawo głosu i pracy zarobkowej. Broniły własnych, politycznych interesów oraz równouprawnienia. Dzięki nowo zdobytej wolności dbanie o urodę wreszcie przestało być czymś wstydliwym.
Nie jest prawdą, że kosmetologia w przedwojennej Polsce stała na bardzo niskim poziomie. Funkcjonowały instytuty piękna, produkowano kosmetyki oraz wydawano czasopisma i poradniki poświęcone urodzie. Ich autorzy zalecali domową produkcję potrzebnych specyfików. Było to rozwiązanie bezpieczne, tanie i dostępne dla wszystkich kobiet, zwłaszcza tych mieszkających na wsiach i w prowincjonalnych miasteczkach, gdzie zakup tego typu produktów był utrudniony. Panie samodzielnie przygotowywały więc środki do farbowania włosów, mydła, kremy, szampony i octy toaletowe. Niektóre z nich decydowały się na modyfikację sprawdzonych receptur, zmieniały zapachy i konsystencje, dostosowując działanie wyrabianych przez siebie kosmetyków do osobistych potrzeb i gustów.
W latach 20. XX wieku zaczęła zyskiwać na popularności moda na opaleniznę. Wcześniej niepodzielnie królowała biel. Bardzo jasna cera była oznaką delikatności, elegancji i pozycji społecznej. Aby sprostać tym wymaganiom kobiety uciekały się do różnego rodzaju sztuczek. Jak pisała Aleksandra Zaprutko-Janicka w książce „Piękno bez konserwantów. Sekrety urody naszych prababek” – Damy gotowe były na spore poświęcenia, byle tylko sprostać ideałowi. Na przykład chwytały za pędzelek i tam, gdzie natura poskąpiła im siateczki żyłek niczym na marmurowym popiersiu, pomagały sobie… farbkami akwarelowymi. Należało używać właśnie ich, bo dzięki rozcieńczaniu wodą nie rysowały zbyt wyraźnych linii.
Poradniki urody z XIX wieku rozróżniały już rodzaje skóry – tłustą, suchą lub mieszaną. Do nich dostosowywano odpowiednie kuracje i kosmetyki. Przy mocno przesuszonej skórze zalecano całkowite odstawienie wody i mydła i przecieranie jej jedynie rozmaitymi tłuszczami. Po pewnym czasie sugerowano powrót do mycia twarzy, przy czym rekomendowano, by do tego celu używać wody przegotowanej, z dodatkiem gliceryny.
Jak pisał autor „Przewodnika dla dam czyli Rad dla płci pięknej” niezawodnym sposobem na pozbycie się nadmiernego owłosienia było: wziąć dwie uncyje wapna niegaszonego, wymieszać z poł uncyą realgaru, czyli siarczyka arszennikowego, ugotować w pół funta ługu alkalina. Powstała w ten sposób substancja miała pomóc w rozwiązaniu tego problemu.
XIX-wieczna dama musiała mieć cienką talię, zaokrąglone dłonie, biust i ramiona. W modelowaniu sylwetki bardzo pomocny był gorset, który oprócz tego, że przytrzymywał biust i wypychał go ku górze, to jeszcze wysmuklał talię i utrzymywał plecy absolutnie proste. Niestety, bardzo ciasno wiązany ściskał narządy wewnętrzne, co nie odbijało się zbyt korzystnie na zdrowiu.
Nie tylko wielkie wyjście, ale każde pojawienie się kobiety w miejscu publicznym, wymagało odpowiedniego wyglądu, dostosowanego do pory dnia i okazji. Podczas tych przygotowań niezbędna okazywała się obecność zdolnej pokojówki, która potrafiła szybko rozczesać długie włosy, upiąć je pod kapelusz, sprawnie zasznurować gorset, zapiąć dziesiątki guziczków przy sukni, rękawiczkach i bucikach.
Wydarzenia, takie jak premiery teatralne, bale, wyścigi konne i przyjęcia były przez wszystkie kobiety oczekiwane z wielkim podekscytowaniem, ale i z pewną obawą, bowiem debiut towarzyski niejednokrotnie decydował o ich przyszłości. Młode dziewczyny poddawane były surowej ocenie otoczenia. Każdy z elementów ich urody musiał być nieskazitelny. Idealna cera, gładkie dłonie, piękne paznokcie, lśniące włosy, białe zęby, zgrabna sylwetka, drobne stopy – wszystko to składało się na sukces towarzyski i zwiększało nadzieję na korzystne zamążpójście. Uroda mogła zrekompensować brak posagu. W przypadku mężatek jakiekolwiek uszczerbki w wyglądzie stanowiły pretekst do plotek o złym stanie ich związków.
Rygorystyczne wymogi dotyczące wyglądu pań sprawiały, że nawet zwykłe wyjście do teatru było prawdziwym wyzwaniem. Niejednokrotnie to, co się działo na widowni było dużo bardziej interesujące niż sam spektakl. Lornetki służyły nie tylko do podziwiania artystów, ale bardzo często były skierowane na sąsiednie loże i rzędy foteli. Półmrok sprzyjał spokojnej obserwacji i każda kobieta wiedziała, że zostanie poddana dokładnym oględzinom przedstawicieli obojga płci.
W towarzystwie trzeba było zaprezentować się jak najlepiej, wyeksponować status majątkowy i społeczny, a i czasami umiejętnie zakamuflować życiowe niepowodzenia. Żaden mężczyzna, dbający o swój publiczny wizerunek, nie protestował i nie irytował się, gdy jego żona lub córka poświęcały całe dnie na zabiegi upiększające. Perfekcyjny wygląd wymagał bowiem dużo pracy, a panowie, dla których piękna i zadbana kobieta była wizytówką, rozumieli, że to wymaga czasu.
Przed ważnym wyjściem należało zatroszczyć się o odpowiedni koloryt skóry i jakość cery. Po przebudzeniu, lekkim śniadaniu i kąpieli, dama przy pomocy pokojówki poddawała się zabiegom pielęgnacyjnym. Kilka godzin zajmowało samo mycie, czesanie i układanie długich włosów. Do ich pielęgnacji używano letniej wody i mydła, a w przypadku włosów przetłuszczających się – odrobiny siarki lub dziegciu, na koniec spłukiwano je wodą z dodatkiem octu. Układaniem misternej fryzury zajmował się najczęściej profesjonalny fryzjer. Często trwało to niemal cały dzień.
Szanującym się pannom i damom nie wypadało robić makijażu. Dopuszczalne było jedynie użycie pudru ryżowego dla zmatowienia twarzy czy muśnięcie różem policzków. Nie zapominano przy tym, że liczy się przede wszystkim skromność i naturalność. Mimo to żadna kobieta nigdy nie pokazywała się bez podkreślenia atutów urody i zatuszowania jej mankamentów. Wszystkie zabiegi korygujące wygląd twarzy musiały zatem pozostać niezauważalne, a jednocześnie ich efekty miały być widoczne. Po licznych zabiegach upiększających nadchodził czas na sznurowanie gorsetu, co nie należało do przyjemności. Na koniec pozostawało jedynie założyć specjalnie przygotowaną kreację i gotowe!
Tekst: Joanna Radziewicz
Fot. domena publiczna/Polona.pl
Źródła:
1. Zaprutko-Janicka A.: Czy piękno musi zabijać? Sprawdzone historycznie sposoby na zdrową urodę. Dokument dostępny w Word Wide Web: http://ciekawostkihistoryczne.pl
2. Brzezińska M.: Kobiety nie są przyjaciółkami wody. Jak wyglądała łazienka twojej prababki?Dokument dostępny w Word Wide Web: http://ciekawostkihistoryczne.pl
3. Barczyk K.: Najbardziej szokujące metody upiększania urody naszych prababek. Dokument dostępny w Word Wide Web: http://ciekawostkihistoryczne.pl
4. Orzeszyna M.: Twój facet narzeka, że długo robisz się na bóstwo? Dokument dostępny w Word Wide Web: http://ciekawostkihistoryczne.pl