22 stycznia 1863 roku wybuchło powstanie styczniowe – największy, najdłuższy i najbardziej krwawy zryw narodowowyzwoleńczy w okresie zaborów państwa polskiego. Insurekcja zakończyła się militarną klęską i dotkliwymi represjami. Przez lata historycy toczyli spory o przyczyny wybuchu tego powstania. Zdaniem profesora Michała Klimeckiego taki rozwój wydarzeń był nieunikniony. – Wybuch powstania jest zawsze aktem desperacji, oznacza, że wyczerpano wszelkie inne możliwe środki walki politycznej o własny byt narodowy, a sytuacja, w której naród się znajduje, jest po prostu nieakceptowalna – mówił historyk w audycji Polskiego Radia z cyklu „Klub ludzi ciekawych wszystkiego”.

 

Poszukując przyczyn wybuchu insurekcji w styczniu 1863 roku, trzeba się cofnąć kilka lat. Gdy po klęsce Rosji w wojnie krymskiej, podczas tzw. „odwilży sewastopolskiej” do Warszawy przybył nowy car Aleksander II, polskie elity liczyły na daleko idące zmiany w stronę liberalizacji reżimu. Jednak młody samodzierżawca brutalnie zgasił wszelkie nadzieje. – Żadnych marzeń, panowie, żadnych marzeń. To co robił mój ojciec, dobrze robił i ja to utrzymam – powiedział na spotkaniu. Stanowisko cara zapowiadające kontynuację dotychczasowej zamordystycznej polityki wobec Polaków wywołało silną reakcję w społeczeństwie, a szczególnie w młodym pokoleniu. Przez kolejne cztery lata w Warszawie organizowano manifestacje wyrażające niezadowolenie z polityki rosyjskiego zaborcy i odwołujące się do wolnego polskiego ducha. Tak było również w czerwcu 1860 roku podczas pogrzebu generałowej Katarzyny Sowińskiej, wdowy po sławnym dowódcy z okresu Powstania Listopadowego. Gdy w październiku tego roku do Warszawy zjechali trzej monarchowie państw zaborczych, aby przedyskutować sposoby zarządzania krnąbrnymi Polakami, mieszkańcy miasta zareagowali „specyficznie”. Na ulicach nikt nie witał przybyłych władców, w Teatrze Wielkim został zniszczony wystrój carskiej loży, a plakaty zapowiadające przedstawienie pt. „Dwaj złodzieje” przerabiano na „trzej”. Na dodatek cała Warszawa, w geście protestu okryła się żałobą narodową. Zwyczaj ten później stał się już tradycją, szczególnie po zdławieniu powstania styczniowego.

Polonia – Rok 1863, obraz Jana Matejki z 1864 roku

W listopadzie zorganizowano spektakularne obchody trzydziestej rocznicy wybuchu powstania listopadowego. Z kościoła karmelickiego na warszawskim Lesznie, gdzie w czasie powstania mieściło carskie więzienie, wyruszyła wielka manifestacja. Tłum ze świecami, portretami Tadeusza Kościuszki i Jana Kilińskiego oraz figurą Matki Bożej na czele, ruszył w stronę Starego Miasta. Śpiewano pieśni religijne i patriotyczne. To wtedy po raz pierwszy zabrzmiało „Boże coś Polskę” ze zmienionym tekstem, gdzie słowo „cara” zastąpiono „ojczyzną”. Okupacyjne władze z początku nie wiedziały jak zareagować na pokojową, religijną manifestację, jednak dość szybko zorientowały się, że oto mają przed sobą nową formę zorganizowanego oporu Polaków – pochód brutalnie rozpędzono.

Kozacy atakują Kościół św. Anny w Warszawie 27 lutego 1861 roku

 

Kolejną okazją do patriotycznych manifestacji była rocznica bitwy pod Olszynką Grochowską w lutym 1861 roku. Namiestnik cara, książę Michaił Gorczakow, przewidując kłopoty kazał rozebrać powstający właśnie pierwszy stały most łączący oba brzegi Wisły w Warszawie. W ten sposób chciał utrudnić Polakom dostęp do pola bitwy, którą doskonale pamiętał, gdyż brał w niej udział jako młody oficer. Rozkaz Gorczakowa przyniósł skutek przeciwny do zamierzonego. 25 lutego tłumy manifestantów zachęcane do tego przez liczne ulotki rozlepione po całej stolicy, zaczęły gromadzić się w rejonie ulic Freta, Gołębiej i przed kościołem Dominikanów i Paulinów. Wszystko było doskonale zorganizowane – wozem przywieziono sztandary i chorągwie. Tłum ruszył przez Stare Miasto. Na Rynku manifestacja została zatrzymana przez konne oddziały żandarmerii. Doszło do przepychanki, w wyniku której dowódca Rosjan otrzymał cios w twarz. Po tym incydencie żandarmi szarżowali na tłum płazując manifestantów. Polała się krew. Wiele osób zostało aresztowanych i osadzonych na w więzieniu na Warszawskiej Cytadeli. Kolejna manifestacja odbyła już się dwa dni później. Demonstranci żądali uwolnienia aresztantów. Ludzi zgromadzonych na Placu Zamkowym i Krakowskim Przedmieściu próbowali rozpędzić nahajkami konni Kozacy. Manifestujący zrewanżowali się kamieniami i bryłkami lodu. I wtedy wydarzyło się coś co nie śniło się nikomu w ówczesnym cywilizowanym świecie – oddziały rosyjskiej piechoty oddały kilka salw do bezbronnych ludzi na ulicy. Zginęło pięciu demonstrantów, w tym jeden piętnastolatek – Michał Arcichiewicz. Pogrzeb poległych, który odbył się 2 marca, znowu stał się okazją do ogromnej, ponad stutysięcznej, manifestacji patriotycznej. Jednak tym razem Rosjanie nie interweniowali. Więcej, pilnowanie porządku przekazali samym Polakom. Cała uroczystość przebiegła w powadze i bez zakłóceń. Lecz była to tylko przysłowiowa „cisza przed burzą”. Na początku kwietnia władze carskie rozwiązały Towarzystwo Agronomiczne hrabiego Andrzeja Zamoyskiego. Była to swoista prowokacja ze strony zaborcy, która wzburzyła polskie społeczeństwo. 8 kwietnia tłum zaczął się gromadzić na Placu Zamkowym i Krakowskim Przedmieściu. Rosjanie wyprowadzili wojsko z garnizonu. Tradycyjnie jako pierwsi uderzyli Kozacy. Polała się krew, ale ludzie nie ustępowali. Wyprowadzono procesję, a Rosjanie znowu usłyszeli znienawidzoną pieśń „Boże coś Polskę”.

Pogrzeb pięciu poległych 2 marca 1861 roku

Jeszcze tego samego ranka przyjęto nową „ustawę o zbiegowiskach” dającą wojsku prawo do strzelania do demonstrantów po trzykrotnym wezwaniu do rozejścia. Żołnierze ruszyli na tłum waląc kolbami, pochwycono idącego na czele procesji Karola Nowakowskiego, który czystym i silnym głosem intonował pieśń. Niesiony przez niego krzyż upadł na bruk.  Podniósł go młody warszawski żyd Michał Landy i zaraz sam znalazł się na ziemi raniony rosyjską kulą. Wojsko zaczęło strzelać. Zgromadzone pod Zamkiem Królewskim oddziały piechoty oddawały salwę za salwą, a artyleria z Cytadeli Warszawskiej rozpoczęła ostrzał z kartaczy. To był istna rzeź. Ludzie ginęli dziesiątkami, a może setkami. Do dziś nie ustalono ostatecznej liczby zabitych. Szacunki wahają się między 110 a 500 ofiarami masakry. Rosjanie, aby ukryć rzeczywistą skalę zbrodni, jeszcze w nocy pogrzebali część zabitych w bezimiennych dołach, a wiele ciał wyrzucili do Wisły.

Wojsko rosyjskie strzela do manifestantów 8 kwietnia 1861 roku

Atmosfera w całym rosyjskim zaborze przypominała rozgrzany do czerwoności kocioł, a ciśnienie ciągle rosło. Nic tu nie zmieniła śmierć księcia Gorczakowa. Jego następcy niczym się od niego nie różnili. Kolejne wstrząsy nastąpiły jesienią. W październiku zmarł abp Antoni Fijałkowski, którego pogrzeb stał się okazją do kolejnej wielkiej demonstracji patriotycznej. W niemal wszystkich kościołach odbywały się specjalne msze i nabożeństwa. 2 października w Horodle zorganizowano uroczystości z okazji rocznicy unii polsko-litewskiej (1413 r.). Trwały przygotowania do obchodów rocznicy śmierci Tadeusza Kościuszki. Sytuacja wciąż rosnącego napięcia stała się nie do wytrzymania dla namiestnika cara hr. Karola Lamberta. Rosjanin zarządził stan wojenny. Moskale zaatakowali kościoły, a modlących się w środku za dusze Naczelnika Polaków bito i aresztowano. Jednej tylko nocy 15 października w Cytadeli Warszawskiej osadzono kilka tysięcy warszawiaków. Na znak protestu księża zamknęli kościoły. Do akcji dołączyli także protestanccy pastorzy i rabini.

Zamknięcie kościołów, grafika Artura Grottgera cyklu Warszawa I 1861
Biwak armii rosyjskiej na Placu Zamkowym w Warszawie po wprowadzeniu stanu wojennego w Królestwie Polskim w 1861 roku

W takiej atmosferze mijały kolejne miesiące, rozpacz po zabitych i uwięzionych napędzał gniew i nienawiść. Ziemie polskie pod rosyjskim zaborem stały się niczym wielka beczka prochu stojąca obok tryskającego iskrami ogniska. Taką iskrą była zapowiedź branki do carskiej armii, w większości dla synów z co bardziej patriotycznych rodzin. Służba trwała 25 lat. Był to swoisty wyrok śmierci na całe pokolenie. Młodzi ludzie uciekali do lasów, łączyli się w oddziały i zamierzali walczyć. Powstanie „rodziło się” w środku zimy, niezorganizowane i bez kontroli. Komitet Centralny Narodowy podjął więc niejako „wymuszoną” decyzję o pokierowaniu walką.

Branka 1863, obraz Aleksandra Sochaczewskiego

Tekst Manifestu Powstania Styczniowego, autorstwa poetki Marii Ilnickiej, kończy dramatyczne wezwanie „na straszny bój zagłady, bój ostatni Europejskiej Cywilizacyi z dzikim barbarzyństwem Azyi”….

Manifest 22 stycznia – dekret Tymczasowego Rządu Narodowego ogłaszający wybuch powstania

 

Oprac.: Rafał Karpiński

Ilustracje: Wikipedia, ilustracja tytułowa: Bitwa, grafika Artura Grottgera z cyklu Polonia 1863

Źródła:

https://przystanekhistoria.pl/pa2/tematy/powstanie-styczniowe/97801,Manifestacje-patriotyczno-religijne-1861-roku-Preludium-Powstania-Styczniowego.html

https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/766611,Powstanie-styczniowe-Zwyciestwo-ducha

https://niezalezna.pl/214826-narodzie-polski-litwy-i-rusi-do-broni-niesamowity-tekst-manifestu-powstania-styczniowego

https://pl.wikipedia.org/wiki/Powstanie_styczniowe