Architektura a tożsamość – rozmowa z laureatką konkursu „Korzenie i skrzydła”
Rozmowa Magdaleny Trzaski z Karoliną Zorn, laureatką konkursu na najlepszą pracę magisterską „Korzenie i Skrzydła”, autorką pracy pt. „Problem ciągłości dziedzictwa architektonicznego na podstawie dolnośląskiej wsi Miłków”, obronionej na Wydziale Architektury Politechniki Gdańskiej.
Studiowała Pani na Pomorzu, w Gdańsku? Jak zatem tematem Pani pracy magisterskiej stała się dolnośląska wieś?
Bardzo często jeżdżę na Dolny Śląsk, w zasadzie od dziecka. Moje poszukiwania tematu na pracę polegały głównie na obserwacji przestrzeni, bo dyplom na architekturze zdobywa się nie tylko poprzez napisanie pracy, ale trzeba też wykonać część projektową. Szukałam więc miejsca, które mnie zainspiruje na tyle, aby w nie „ingerować”, coś zmienić, ulepszyć. Znalazłam takie miejsce na Dolnym Śląsku.
Co najbardziej Panią zainspirowało w Miłkowie?
Wszystko zaczęło się od kościoła. Każdy kto jeździ w Karkonosze na pewno kojarzy ten kościół. Jest on usytuowany przy drodze prowadzącej ze Szklarskiej Poręby do Karpacza. To jest bardzo uczęszczana trasa a kościoła ciężko nie zauważyć, bo prawie wbija się w drogę. Przykuwa uwagę, bo są to w zasadzie malownicze ruiny świątyni. Jeszcze niedawno do wnętrza można było wejść. Zachowały się tam piękne polichromie i obiekt wzbudza zainteresowanie turystów, ale i miejscowych – im z kolei służył jako miejsce spędzania wolnego czasu. To nie służyło zabytkowi i od jakiegoś czasu nie można tam już wejść. Kościół mnie na tyle zafascynował, że stwierdziłam, że może mój projekt i praca powinny się skupiać na przywracaniu do życia takich zapomnianych obiektów.
Dolny Śląsk to bardzo ciekawy region. Jednak trudno tam o ciągłość dziedzictwa czy architektonicznego czy jakiegokolwiek innego. Sam kościół jest kościołem poniemieckim, ewangelickim, co już samo przez się sprawia, że brak tej ciągłości i powiązania tego budynku z dzisiejszymi mieszkańcami tych terenów.
To prawda, ale to jest właśnie fascynujące. Zaintrygowana tym budynkiem, zaczęłam zgłębiać jego historię – zaczął popadać w ruinę zaraz po II wojnie światowej. Jest to świątynia ewangelicka, kojarzona z niemiecką ludnością, więc napływowi mieszkańcy nie byli do niej dobrze ustosunkowani a tę niechęć silnie podsycała propaganda rządowa. Okazało się, że to tylko wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o sytuację tych terenów w czasach PRL-u. To sprawiło, że obudziła się we mnie chęć powiązania istniejącej, „zastanej” architektury z ludźmi, którzy na te tereny napłynęli. Zastanawiałam się czy to w ogóle jest możliwe. Na Dolnym Śląsku widoczne jest poszukiwanie tożsamości. Mieszkańcy szukają produktów regionalnych. Często spotyka się tam stoiska z oscypkami i inne aspekty kultury ludowej, choć niekoniecznie tej stamtąd. Mieszkańcy szukają czegoś, co byłoby ich i mogłoby się stać wizytówką regionu. Ciekawe jest też to, że gdy szukałam informacji o tym terenie to wyszukiwarka ciągle podrzucała mi pytanie „czy są górale karkonoscy”. Te wszystkie przemyślenia zainspirowały mnie do próby wyjaśnienia kwestii czy tożsamość ludzi, którzy są przybyszami, niezwiązanymi z ciągłością tych nawarstwień architektonicznych i kulturowych da się połączyć z tymi obcymi elementami, które ich otaczają. Czy to już zawsze będą elementy niechciane?
Bardzo często w pracy pojawia się słowo „tożsamość”. To słowo jest ostatnio wręcz modne, jednak gdyby zapytać przeciętnego obywatela o definicję tego słowa, to chyba niewiele osób potrafiłoby ją podać. Czym według Pani jest tożsamość?
Ja też miałam spory problem z określeniem, czym właściwie jest tożsamość. Sięgałam do opracowań socjologicznych na ten temat. Dziś, jeśli miałabym to słowo zdefiniować, to powiedziałabym, że jest to świadomość pewnych tradycji, naleciałości kulturowych i innych, które nas jako ludzi kształtują. Na początku chciałam powiedzieć, że jest to poczucie przywiązania, ale myślę, że ta świadomość jest jednak bardziej istotna, bo przecież to co nas kształtuje można przyjąć, ale można też odrzucić, uciec od tego i temu zaprzeczać. Na tym chyba polega budowanie własnej tożsamości – pewne rzeczy ze środowiska czy także z rodziny akceptujemy i przekazujemy innym pokoleniom a inne korygujemy lub całkiem odrzucamy.
Tożsamość nie kojarzy się w pierwszym rzędzie z kulturą materialną. Jaka jest więc rola architektury i innych elementów dziedzictwa materialnego w budowaniu i wyrażaniu tożsamości?
Tożsamość rzeczywiście kojarzy się głównie z wartościami, czyli z czymś niematerialnym – ze sposobem wychowania, z religią, tradycją czy jakąś ideologią. Ale nie da się tego oddzielić od rzeczy materialnych – to, co człowiek tworzy własnymi rękami, jest wyrażeniem tego, co ma środku. Ta tożsamość determinuje to jak chcemy żyć, gdzie chcemy żyć i czym się otaczać, jak kształtować przestrzeń wokół siebie a więc także jak budować. Architektura to nie tylko planowanie i sam proces budowy, ale także wyrażone nim nasze przyzwyczajenia, dążenia do pewnych udogodnień i upiększeń. Ta architektura może być rozumiana w skali mikro, gdy mówimy o urządzaniu wnętrz, mieszkań, ale także w skali makro, gdy patrzymy na układy przestrzenne wsi. One były uzależnione od tego, kim byli jej mieszkańcy, czym się zajmowali, jakie mieli potrzeby i jakie były między nimi relacje. W architekturze pozostaje też ślad pewnych mód, podejścia do modernizacji i poczucia estetyki. Wszystko to nierozerwalnie się wiąże się z tożsamością, choć na pewno jest mniej dostrzegane niż w przypadku choćby strojów ludowych czy kuchni.
Mówi pani o śladach. Czy na podstawie architektury na Dolnym Śląsku dałoby się prześledzić koleje losów tych terenów i ich burzliwe dzieje? To przecież region, gdzie mamy ślady czeskie, niemieckie, polskie no i po wojnie doszło do tego osadnictwo choćby z Kresów Wschodnich.
Tak, myślę, że te nawarstwienia są widoczne w przestrzeni. Nie tylko w architekturze, ale także w rozwoju osadnictwa, układach ruralistycznych. Widać to, gdy się śledzi kierunki rozwoju danych wsi i zagospodarowywania ich terenu. Widać tu także historię przemysłu – i wsie i miasteczka dolnośląskie przeżyły duży boom w czasach rewolucji przemysłowej w XIX wieku i co pozostawiło w nich duże ślady. Da się to zatem prześledzić i wprawne oko zauważy choćby różnice w rodzaju zabudowy. Jednak pomimo dużej różnorodności zabudowy, zarówno w Miłkowie jak i innych wsiach dolnośląskich wszystkie elementy krajobrazu wydają się być spójne. Wyróżniają się w zasadzie i najmniej pasują tylko budynki najnowsze. I to harmonijne połączenie elementów „z różnych bajek” robi na mnie największe wrażenie.
Dawniej dla architekta czy etnologa jasne i widoczne były różnice w stylach budynków czy innych artefaktów kultury materialnej w zależności od miejsca, grupy etnograficznej czy czasu, w którym powstały. Po wojnie wszystko ujednolicano planowo a dziś, gdy świat „zmalał”, granice są otwarte wszystko dalej się ujednolica już nie tylko w granicach jednego regionu czy kraju, ale świata. Czy tak samo to wygląda w dziedzinie architektury?
Niestety, z przykrością stwierdzam, że chyba wszystko nieuchronnie zmierza ku globalizacji, co pomimo wielu plusów, odbije się z pewnością na zachowaniu ciągłości dziedzictwa kulturowego i kształtowaniu lokalnej tożsamości. Lokalnie nadal widać pewne preferencje i mody, ale nie są one aż tak wyraźne jak kiedyś. Warto podkreślić, że dawniej ludzie wszystko budowali i tworzyli lokalnie. Twórcami byli członkowie danej społeczności i to skąd pochodzili było widoczne w dziełach, które wychodziły spod ich rąk. W miarę wchodzenia do użytku prefabrykatów, masowej produkcji i technologii, architektura stała się bardziej produktem a nie wytworem rzemieślniczym czy artystycznym. Do tego doszło podejście, aby wszystko budować taniej, szybciej, bardziej efektywnie i to decyduje dziś o ostatecznej formie budynków i osiedli. Niewiele osób w architekturze szuka tych tradycji i niewielu ma ochotę do nich wracać. Być może jest to trend chwilowy i jeszcze się w jakimś stopniu odwróci, chociaż patrząc na popularność chociażby tzw. projektów typowych, całkowicie zunifikowanych i oderwanych od jakichkolwiek tradycji miejsca, można mieć wątpliwości. Chciałabym jednak żeby inwestorzy docenili kunszt prawdziwego rzemiosła i chcieli powracać i nawiązywać do tego, co przez wieki tworzyli ich przodkowie. Równocześnie trzeba się pogodzić się z tym, że silniejszy już zawsze będzie komercyjny nurt budownictwa i czasy myślenia o architekturze, jako o dziele sztuki i wytworze czyichś rąk i wyobraźni już nie wrócą. Zwłaszcza, że prawdziwe rzemiosło jest dziś produktem premium i nie wszyscy mogą sobie na nie pozwolić. Dlatego dziś szczególnie ważna jest rola architekta, który może pogodzić te dwa interesy, ale także samorządów, którym przypadło zadanie bezpośredniego planowania i kształtowania krajobrazu w gminach.
No właśnie – to jest problem nie tylko architektury, ale także innych dziedzin. Otaczają nas produkty fabryczne. Wszystko robione ręcznie jest znacznie droższe i mniej dostępne. Myślę też, że w przypadku, gdy mówimy o czymś mniejszym – jak strój czy kuchnia łatwiej jest wrócić do tej tradycji. Zrobienie takiego kroku wstecz przy tak dużych formach, jakich dotyczy architektura jest znacznie trudniejsze – żeby nie powiedzieć, że niemożliwe.
Myślę, że tak jest. Ale należy pamiętać, że jedną sprawą jest odtwarzanie pewnych rzeczy czy też ich odnawianie, z czym mamy do czynienia przy pracy z zabytkami. To jest kwestia, którą należy powierzyć badaczom i konserwatorom i ta dziedzina oczywiście wciąż funkcjonuje i na pewno dalej będzie funkcjonować. Inną kwestią jest nowopowstające budownictwo – w tym wypadku trudno wymagać odtwarzania czegoś, co już było, bo też nie taka jest rola architekta. Tworzymy nową historię i sztuką jest takie pożenienie nowoczesnej architektury i historii, żeby krajobraz był właśnie taki jak na Dolnym Śląsku – gdzie jak wspominałam, nawarstwienia są widoczne, ale współistnieją w harmonii. Trzeba tak tworzyć i tak kreować przestrzeń wokół siebie, żeby nie wpływała ona negatywnie na to, co pochodzi z dawniejszych czasów; żeby to co stare i nowe wzajemnie się uzupełniało, przekazując historię miejsca i mieszkających w nim ludzi kolejnym pokoleniom.