Dnia 7 kwietnia obchodzimy Dzień Pracownika Służby Zdrowia. Z tej okazji wszystkim, którzy wykonują ten trudny zawód, pragniemy złożyć najserdeczniejsze życzenia zdrowia i zadowolenia z pracy. Doceniając Wasze zaangażowanie chcemy podziękować i życzyć wytrwałości w realizacji zadań oraz chęci do stawiania czoła coraz trudniejszym wyzwaniom.
Nawiązując do tego Dnia warto przypomnieć o dawnych metodach leczniczych, które dały podwaliny do współczesnej medycyny.

Mimo przełomu, jaki w II połowie XVIII w. nastąpił w medycynie polskiej, mimo wielu ważnych reform i pożytecznych inicjatyw oraz niespotykanego wcześniej postępu w naukach medycznych i organizacji lecznictwa, przez długie jeszcze lata dość powszechnie leczono się tradycyjnymi domowymi lekami, a niezmiennym uznaniem i autorytetem cieszyli się różni: znachorzy, guślarze, baby, owczarze, zamawiacze, czarownicy i czarownice.
Na wsi powiadano, że chłop sam jest sobie lekarzem. Leczono się domowymi specyfikami, a gdy to nie pomagało, radzono się miejscowych specjalistów. I tak, leczeniem, a głównie wyrywaniem bolących zębów zwykle zajmowali się kowale. Usuwali zęby, używając do tego zabiegu żelaznych, często zardzewiałych kluczy, lub obcęgów.
Jednak najbardziej znaną na wsi osobą wyspecjalizowaną w leczeniu chorób i położnictwie była tzw. „babka”. Umiała ona przyrządzać maści, herbatki, stawiać bańki, dawać lewatywy, a ponadto zażegnać, zamówić niektóre choroby, odczynić urok.
Gdy leki babki nie pomagały posyłano po znachora, który leczył choroby wewnętrzne, a swe umiejętności dziedziczył po ojcu. Znachor umiał postawić diagnozę oglądając mocz chorego, jego obcięte włosy, paznokcie, lub koszulę. Sporządzał leki, maści oraz proste leki apteczne. Umiał puszczać krew, stawiać bańki, przykładać pijawki, zamawiać, zażegnywać choroby i odczyniać uroki.
W przypadkach zagrażających życiu, jak na przykład: ukąszenie wściekłego psa, czy zatrucia grzybami, wzywano uznanego w okolicy guślarza zamawiacza, obdarzonego nadprzyrodzoną wiedzą i mocą, sprawiającą, że jego praktyki i wypowiadane zaklęcie miały niezwykłą siłę sprawczą.
Kolejnym wysoko notowanym specjalistą był owczarz – biegły w składaniu złamanych kości, nastawianiu zwichnięć, zakładaniu łubek itd. Znał się na roślinach leczniczych, był jednocześnie chirurgiem, znachorem i czarodziejem.

Leczeniem zajmowały się też goślice, inaczej czarownice, kobiety mające kontakty i układy z diabłem. Stosując czary mogły leczyć, zamawiać lub przeciwnie zadawać choroby, odbierać ludziom siły i władze umysłowe, a nawet doprowadzać do śmierci. Znały sposoby, aby zapobiec niechcianej ciąży i za stosownym wynagrodzeniem odkrywały je kobietom, które zeszły z drogi cnoty. Znały środki zarówno na płodność, jak i niepłodność oraz różne afrodyzjaki zapewniające powodzenie w miłości. Najczęściej jednak złośliwie szkodziły ludziom, z pomocą czarów niszczyły ich mienie i plony, sprowadzały pomór na bydło, odbierały krowom mleko, sprowadzały nieszczęście i klęski żywiołowe.
W średniowieczu wiara w czary, czarowników i czarownice utwierdzona została przez Kościół, który kontakty z diabłem i czary uznawał za fakt rzeczywisty oraz najcięższy grzech i zbrodnię przeciwko Bogu i ludziom, zwalczał je, więc z całą mocą prawa i swego autorytetu. Dochodziło do oskarżeń, ścigania czarownic i najokrutniejszych procesów o czary oraz niezliczonych wyroków śmierci.

W Polsce pierwszą skazaną na śmierć czarownicę spalono na stosie w 1544 r. w Waliszewie koło Poznania. Była to mieszczka Gnieczkowa, która zgodnie z aktem oskarżenia, starała się z pomocą czarów, wykryć sprawców kradzieży

Respekt wobec czarownic i wiara w skuteczność ich praktyk, także praktyk leczniczych, przeradzały się często w paniczny strach, nienawiść i niepohamowaną chęć zemsty. Jeszcze w XIX, a nawet XX w., zwłaszcza na wsi, ów strach i chęć zemsty, były przyczyną samosądów, pławienia, znęcania się i okrutnych egzekucji dokonywanych na rzekomych czarownicach.
Poza wyżej wspomnianymi, za przedstawicieli tradycyjnej medycyny ludowej uznać można także przyuczonych felczerów i sanitariuszy wojskowych rodem ze wsi, którzy wcielani obowiązkowo do wojska zdobywali tam pewne przeszkolenie medyczne oraz praktykę w wojskowych lazaretach, a po powrocie z frontu, leczyli jak umieli.
Gdy wyczerpały się już możliwości lecznicze wiejskich specjalistów, mieszkańcy wsi korzystali czasem także z porad i pomocy lekarskiej obcych ludzi. Tradycyjnie pomoc lekarską świadczył chłopom dwór i rezydująca w nim panna apteczkowa, serwując porady medyczne i leki. Pewną wiedzę medyczną posiadał także pleban lub zakonnik miejscowego lub pobliskiego kościoła. Dopiero na samym końcu i w dodatku bardzo rzadko mieszkańcom wsi udzielał porady i pomocy medycznej lekarz lub szpital…

Oprac. Aleksandra Szymańska
Fot. polona.pl, pixabay.com, wikipedia.pl – domena publiczna

Źródła:
• Gryglewski R.W., Dzieje nauki: nauki ścisłe i przyrodnicze, Warszawa 2011
• Kronika Medycyny, oprac. Marian B. Michalik, Warszawa 1994
• Libera Z., Medycyna ludowa, chłopski rozsądek, czy gminna fantazja, Wrocław 1995
• Ogrodowska B., Medycyna tradycyjna w Polsce, Warszawa 2012
• Radziewicz-Szymańska J., Apteka we dworze – skarbnica polskiej gospodyni, [w:] Rolniczy Magazyn Elektroniczny nr 51/2012
• Szumowski W., Historia medycyny filozoficznie ujęta, Warszawa 1994