Ręce stworzone do rękodzieła
wywiad z Magdaleną Szulc – twórczynią ludową
Pani prace są bardzo oryginalne. Skąd taka pasja?
Rękodzieło w moim domu było od zawsze. Dziadek pochodził ze Stryszawy, która słynie z zabawkarstwa ludowego z drewna, babcia i jej siostra pracowały w Spółdzielni Rękodzieła „Makowianka”, rodzice są twórcami ludowymi. Kontakt od dziecka z rękodziełem wpłynął na to, że było dla mnie naturalne to, że i ja pokocham pasję, która od zawsze była w naszej rodzinie.
Kiedy powstały Pani pierwsze dzieła?
Próbowałam swoich sił w rękodziele już jako dziecko. Moi rodzice są twórcami ludowymi w kategorii zabawkarstwo, wiele rzeczy, które potrafię nauczyli mnie właśnie oni. Pamiętam moje początki strugania ptaszków i koników, jak musiałam podejmować pierwsze próby poza plecami rodziców, którzy bali się zranienia nożem do strugania. Nie obeszło się bez ran na palcach. Dużo tworzyliśmy i tworzymy razem. Każdy ma swoje ulubione techniki i jest odpowiedzialny za swoją część zadania np. tata docina kawałek drewna by stworzyć ptaszka , z kolei zadaniem mamy jest pomalowanie go. Nie znaczy to, że każdy potrafi zrobić tylko swoją część. Wręcz przeciwnie każdy z nas potrafi zrobić całą zabawkę od początku do końca, po prostu lubimy pracować razem.
Czy teraz, w swoim domu także tworzy Pani z innymi członkami rodziny? Zaraziła Pani kogoś swoimi zainteresowaniami?
Zaraziłam trochę męża. On do momentu, w którym mnie poznał nigdy nie miał styczności z rękodziełem. Jeszcze jako mój chłopak, gdy w Stryszawie został zorganizowany kurs strugania i rzeźbienia, skorzystał ze mną z tej możliwości. Uczyliśmy się rzemiosła od lokalnych twórców ludowych, którzy przekazywali nam cenne i ciekawe informacje. Nie tylko o obróbce drewna – ciekawostką było także pokazanie nam króliczych łapek, którymi kiedyś malowano wyroby drewniane. Dziś mocno mnie wspiera i angażuje się w projekty, które wykonuję. Pomaga mi też w tworzeniu niektórych prac i razem ze mną poszukuje nowych inspiracji.
Jaka jest Pani ulubiona technika? Czy tak jak u rodziców jest to praca w drewnie ?
W domu rodzinnym wykonywaliśmy i wykonujemy wciąż różne prace artystyczne z różnych dziedzin i materiałów – zabawki drewniane, przedmioty techniką decoupage. Strugamy ręcznie drewniane ptaszki, koniki, aniołki, kotki, klepoki, kołyski, malujemy je i dekorujemy. Poza tym pleciemy wianki, wykonujemy ozdoby z siana, biżuterię drewnianą, plecioną bawełnianą, jednak ja najbardziej lubuję się w bibułkarstwie.
Czy tego też uczyli Panią rodzice?
Moje początki wyglądały tak, że byłam bardzo zainspirowana i zaciekawiona widząc jak można wyczarować tak piękne kwiaty, a ciekawość nie dawała mi spokoju. Jak wykonać pierwszy kwiat pokazała mi moja babcia, pamiętam, że była to pomarańczowa róża. Potem będąc na różnych dożynkach czy festynach podchodziłam do starszych pań, które prezentowały kwiaty z bibuły pytając o to jak się je robi. Wiele pań chętnie dzieliło się tą wiedzą. Wtedy były takie czasy, że albo się nie miało Internetu albo w Internecie nie było jeszcze nic, nie to co teraz. Jeśli nie udawało mi się w ten sposób nabyć tej tajemnej wiedzy jak zrobić wybrany kwiat lub kompozycję, to nabywałam go po to, żeby w domu rozłożyć go na czynniki pierwsze i w ten sposób się tego dowiedzieć.
Co najchętniej robi Pani z bibuły?
Zaczynałam od zwykłych kwiatów, kompozycji w koszykach czy bukietach. Dawniej przecież kwiatami dekorowano domy a przede wszystkim obrazy święte, robiono pająki albo maczano kwiaty w roztopionym wosku by zwiększyły swoją trwałość i można było zdobić nimi groby. Dziś często łączę tradycję z nowoczesnością. Wykonałam już wiele nietypowych realizacji takich jak: kosz owoców i warzyw z krepiny, bocian, kogut, wieniec dożynkowy, obraz Matki Bożej, różę o wysokości 1,5 m czy bukiet mieszczący się w łupinie orzecha.
Jakich jeszcze materiałów poza bibułą używa Pani do tworzenia?
Kwiaty można stworzyć ze wszystkiego nawet z papieru toaletowego. Ja wykorzystuję głównie bibułę, krepinę i papier. Poza tym potrzebne są druciki o różnych grubościach, nici, kleje do papieru, na gorąco, taśma dwustronna, florystyczna, nożyczki zwykłe i ozdobne, różne szczypce i obcęgi. Do tworzenia kompozycji przydają się także gałązki, suche trawy, plastry drzewa czy koszyczki.
Pani prace są bardzo szczegółowe i staranne. Jak dużo czasu poświęca Pani na swoją pasję?
Wykonywanie kwiatów jest procesem bardzo czasochłonnym. Jedne kwiaty w chwilę zakwitają w rękach, inne potrzebują dużo czasu by rozkwitnąć. Wszystko zależy od tego jaki kwiat się wykonuje, jakim sposobem, jakiej wielkości jest kwiat oraz od wprawy i umiejętności. Zanim powstanie kwiat każdy płatek czy listek musi być wzięty do ręki nawet kilkanaście razy zanim będzie można dostrzec w kawałku papieru płatek. Każdy kawałek bibuły zanim stanie się listkiem czy płatkiem, musi być precyzyjnie docięty, wymodelowany, zwinięty, zmarszczony, rozciągnięty, skręcony, sklejony, pocieniowany czy pomalowany. Pasja ta może nie pochłania ogromnej ilości materiałów, ale za to pochłania czas, bardzo dużo czasu.
Gdzie prezentuje Pani swoje prace?
Swoje prace prezentuję na różnych lokalnych wydarzeniach takich jak m.in.: Tydzień Kultury Beskidzkiej w Makowie Podhalańskim, Święto Zabawki Ludowej i Jarmark Babiogórski w Stryszawie, Imprezach kulturalnych w Skansenie w Sidzinie, Rabce, Lanckoronie, Suchej Beskidzkiej, Zawoi, na lokalnych festynach, dożynkach i imprezach kulturalnych.
Corocznie biorę udział, w różnych konkursach rękodzielniczych np. „Produkt Lokalny Podbabiogórza” organizowany przez LGD ”Podbabiogórze” czy na Zabawkę Ludową organizowaną przez GOK w Stryszawie.
Chętnie pokazuję jak wykonuję kwiaty z bibuły, niejednokrotnie prowadziłam zajęcia, których na celu było wyjaśnienie jak one powstają. Na niektóre jarmarki zabieram ze sobą bibuły, nożyczki i druciki, by przy okazji prezentowania swoich prac wykonywać kolejne i by pokazać innym „jak od kuchni” wygląda proces tworzenia. Ja z koszyczkiem z bibułą tworzę małą mobilną pracownię, gdzie każdy przechodzień, często przypadkowy może podejść i zobaczyć co i jak się robi.
Co daje Pani bibułkarstwo?
Przyjemność, kocham to robić. Jest to dla mnie także trening cierpliwości – żeby zrobić i zmieścić maleńkie różyczki w koszyczku wykonanym z łupiny trzeba wykazać się dużym spokojem. Generalnie myślę, że każde ręce zostały do czegoś stworzone: jedne pieką chleb, wydobywają węgiel, podają Hostię, trzymają skalpel czy skrzypce. Ja mam cichą nadzieję, że moje zostały stworzone właśnie do rękodzieła.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Magdalena Trzaska
Więcej zdjęć w naszej galerii