Chciałbym pozostawić po sobie ślad
Rozmowa z Marianem Święckim założycielem, właścicielem i kustoszem Muzeum Wsi w Narwi.
Gmina Narew położona jest w południowo-wschodniej części województwa podlaskiego, w powiecie hajnowskim. Leży na szlaku drogowym Białystok – Białowieża, w obrębie Puszczy Białowieskiej. Liczy około 3700 mieszkańców. Głównym jej ośrodkiem jest wieś Narew, malownicza miejscowość położona nad rzeką o tej samej nazwie. Ma ona bogatą historię. To dawne miasto królewskie założone w 1514 roku, obecnie jest siedzibą władz gminy.
Jedną z atrakcji turystycznych gminy jest prywatne Muzeum Wsi w Narwi, którego właścicielem jest pan Marian Święcki. W jego zbiorach znajdują się eksponaty dokumentujące życie i pracę dawnych mieszkańców podlaskich wsi, począwszy od drobnych przedmiotów codziennego użytku, poprzez stroje, ozdoby, sztukę ludową, meble, aż po narzędzia i maszyny rolnicze. Są tam także fotografie autorstwa pana Święckiego, które ukazują piękno krajobrazu gminy Narew, zabytki sakralne, stare domy, ulice i inne obiekty. W kilku budynkach gospodarczych znajdują się tysiące eksponatów, starannie pogrupowanych tematycznie. Gospodarz osobiście oprowadza po swym muzeum wszystkich zwiedzających, opowiadając zarówno o regionie jak i o obiektach kultury materialnej zgromadzonych w tym jedynym w swoim rodzaju muzeum. Nie do przecenienia jest znaczenie takich inicjatyw, które pełnią ogromną rolę kulturotwórczą, edukują, a jednocześnie promują nie tylko region, ale i szeroko pojętą kulturę wsi. Inicjatywa pana Święckiego jest tym cenniejsza, że działa on bez jakiegokolwiek wsparcia instytucjonalnego, a jedynym jego zyskiem jest satysfakcja z dobrze wykonanej pracy, mierzona podziękowaniami zwiedzających i rosnącą ich liczbą.
***
– Zanim zaczniemy rozmawiać o pańskim muzeum, chciałabym usłyszeć coś o panu.
– Jako osiemnastoletni chłopak przyjechałem w 1958 roku do Narwi, by podjąć pracę organisty. Zawodu tego nauczył mnie organista z mojej parafii. Gdy dowiedziałem się, że tutejszy ksiądz poszukuje organisty, postanowiłem spróbować swych sił, chociaż doświadczenie miałem wówczas naprawdę niewielkie. Od tego momentu, aż do dzisiaj związany jestem z Narwią.
– Kiedy zainteresował się pan kulturą regionu?
– Zaczęło się od robienia zdjęć. W okolicy nie było fotografa, więc postanowiłem powiększyć moje bardzo skromne dochody, robiąc zdjęcia z różnych uroczystości rodzinnych. Zdarzał się, że więcej miałem zysku z tych fotografii niż ze śpiewania. Początkowo oddawałem zdjęcia do obróbki do zakładów fotograficznych w mieście, ale potem zrobiłem w swej sypialni ciemnie i zacząłem wywoływać filmy. Oczywiście musiałem się wszystkiego nauczyć, ale kupiłem podręczniki i jakoś mi się udało znaleźć w nich potrzebne informacje. Pomagał mi w tej edukacji właściciel zakładu fotograficznego, który udzielał mi praktycznych porad. No i zacząłem fotografować.
– A jaka była droga od fotografii do założenia muzeum?
– Jako organista nie miałem własnego mieszkania, mieszkałem w tzw. organistówce, która była własnością parafii. W pewnym momencie poczułem, że chciałbym mieć własny kąt i kupiłem tę posiadłość, w której teraz jesteśmy. Dom był stary, dlatego musiałem go wyremontować. Sam urządziłem obejście, powstała fontanna, grill ogrodowy, skalniaki, podesty pod rzeźby. Mieszkańcom naszej wsi to się spodobało. Przychodzili młodzi ludzie chcący się budować, pytali o radę i to mnie zainspirowało, że upiększałem to swoje podwórko coraz bardziej i coraz chętniej witałem gości.
– Od jakiego momentu zaczął pan gromadzić zbiory z myślą o wyeksponowaniu ich i pokazaniu szerszej publiczności?
– W 1999 roku zmarła moja żona. Pragnąłem czymś zapełnić pustkę po jej odejściu, a jednocześnie wciąż wzrastało moje zainteresowanie kulturą materialną naszego regionu. Zdobywałem kolejne eksponaty i cieszyło mnie, że mogę je komuś pokazać, opowiedzieć o nich, że istnieją ludzie, którzy chcą je oglądać, dowiedzieć się o nich czegoś. Dużą satysfakcję dawała mi świadomość, że moja praca komuś służy, że ludzie są z jej efektów zadowoleni. Wtedy nasiliłem swoje zbieractwo, co nie było łatwe. Bo nie wszyscy ludzie chętnie przekazują nieużywane już przedmioty. Pomagał mi fakt, że byłem organistą, więc ludzie mieli do mnie więcej zaufania niż do obcego. Sporo eksponatów podarowali mi mieszkańcy Zabudowa, sąsiedniej parafii, gdzie także grałem na organach. Gdy zaczęło przybywać eksponatów, poszerzyłem też krąg zainteresowań: zdobyłem wóz żelazny, jeden z gospodarzy przekazał mi wyposażenie kuźni; jedne rzeczy dostałem, inne kupiłem i tak stopniowo bogaciły się moje zbiory. Dla mnie ważne były nie tylko eksponaty, dbałem jednocześnie o otoczenie, przycinałem ozdobnie drzewa i krzewy, chciałem, by zwiedzający mogli zobaczyć też zadbane obejście. W jednym z budynków gospodarczych zrobiłem wystawę fotograficzną, gdzie pokazałem zrobione przez siebie w przeszłości zdjęcia Narwi: stare, zabytkowe domy kryte strzechą, bożnicę … To jest obraz Narwi z lat 60. i 70. XX w.
– Kiedy nastąpiło oficjalne otwarcie Muzeum Wsi?
– W 2002 roku, chociaż ludzie zwiedzali moje muzeum już wcześniej.
– Czy to muzeum jest przed kogoś dotowane? Czy jakaś instytucja pomagała panu w jego prowadzeniu?
– To jest moje prywatne muzeum – to po prostu moje hobby. Nigdy nie dostawałem żadnych funduszy na jego utrzymanie. Wszystko co pani widzi powstało i funkcjonuje wyłącznie dzięki mojej pracy.
– Ile kosztuje bilet wstępu do tego muzeum?
– Nie pobieram żadnych opłat od zwiedzających. Stworzyłem to wszystko nie z myślą o zysku, tylko z potrzeby zrobienia czegoś dla miejscowości, w której żyję od tylu lat i z którą jestem bardzo mocno związany. Chciałbym pozostawić po sobie jakiś ślad, a jednocześnie uchronić przed zapomnieniem przedmioty, które większość ludzi traktuje jako nieużyteczne, niepotrzebne, które lądują na śmietnikach, a są bardzo cennymi świadkami przeszłości.
– Kto odwiedza to muzeum?
– Miałem zwiedzających z całego świata. Z Australii, z Ameryki… Był u mnie ambasador Korei Północnej, Japończycy. Ci ostatni byli szczególnie zainteresowani starymi maszynami rolniczymi i urządzeniami do produkcji rolnej. Fotografowali je, filmowali i zadawali wiele pytań o ich przeznaczenie.
– Ile osób odwiedziło narwiańskie Muzeum Wsi?
– Mogę to spróbować odtworzyć na podstawie wpisów w księdze pamiątkowej, ale w pierwszym okresie istnienia muzeum jeszcze jej nie było. Nie wszyscy także się wpisują albo dokonywali wpisów grupowych. Ale myślę, że było ich na pewno ponad pięć tysięcy. Sądzę, że działalność mego muzeum jest promocją dla gminy. Przyjeżdżają do muzeum ludzie ze Śląska, z Poznania, z Warszawy bardzo często, z Gdańska, Gdyni, z Bydgoszczy i wielu innych, większych i mniejszych miast.
– A jak wyglądają pańskie finanse jako właściciela muzeum?
– Szczerze mówiąc, ja cały czas do tego dokładam. Ale to naprawdę nie stanowi problemu. Ja to muzeum stworzyłem, żeby coś z siebie dać innym i to jest dla mnie najważniejsze. Będę je prowadził nadal, nie oglądając się na niczyją pomoc. Jeśli do tej pory radziłem sobie bez żadnego wsparcia, to tym bardziej teraz nie będę tego wsparcia szukał.
– Po muzeum oprowadza pan sam. Czy pańskie muzeum służy także edukacji?
– Oczywiście. Lubię dzielić się swoją wiedzą. Jestem synem rolnika i jeszcze jako dziecko wykonywałem wiele prac w gospodarstwie. Dlatego znam przeznaczenie narzędzi i urządzeń, które dla współczesnego młodego człowieka są w znacznej części nieznane. Poza tym znam pochodzenie i przeznaczenie każdego zdobytego przeze mnie eksponatu i chciałbym to jeszcze opisać. Szczególnie lubię oprowadzać po muzeum dzieci. One są bardzo dociekliwe, zadają wiele pytań, interesują się, jak żyli nasi przodkowie i zachwycają się eksponatami. Żeby zaktywizować zarówno dzieci jak i dorosłych, organizuję konkursy i pokazy, staram się uatrakcyjnić zwiedzanie. Cieszę się, gdy ludzie wychodząc z mojego muzeum są zadowoleni.
– W ilu pomieszczeniach znajdują się pana zbiory?
– Umieściłem je w pięciu pomieszczeniach. Dostosowałem je do nowych potrzeb. Często zwiedzający pytają mnie, ile osób tu pracuje. I bardzo się dziwią, gdy odpowiadam, że oprócz mnie nie ma tu nikogo.
– Co wchodzi w skład pańskich zbiorów?
– W moim muzeum znajduje się cała panorama życia dawnej podlaskiej wsi: przedmioty związane z pracą, rozrywką, życiem codziennym i rodzinnym. Najstarszy mój eksponat liczy ponad 120 lat. Jest to drewniana socha. Zdążyłem poznać człowieka, który tą sochą orał swe pole. Teraz już nie żyje, ale kiedy jako młody chłopak przyjechałem do Narwi, widywałem go przy tej orce.
– Czy udało się panu wychować następcę, który by po panu przejął to wszystko?
– Niestety. Trudno byłoby znaleźć kogoś, kto poświęciłby się kontynuowaniu mojej pracy, bo z tego nie ma zysku. Moje dzieci mają swoje życie. Nie ukrywam jednak, że chciałbym to wszystko przekazać, żeby kolejne pokolenia z tego korzystały. Na razie jednak władze gminy nie wykazują zainteresowania moją propozycją.
– Jakie są pańskie plany na przyszłość?
– Jestem już starszym człowiekiem i nie mogę planować za dużo, ale mam marzenie: chciałbym, żeby gmina wybudowała bądź udostępniła pomieszczenie, do którego zostałyby przeniesione moje zbiory. Żeby, gdy mnie już zabraknie, cała moja praca nie poszła na marne, by ludzie nadal mogli z niej korzystać. Chciałbym przekazać eksponaty i dokumentację w dobre ręce. Przejechała do mnie niedawno pani ze stowarzyszenia zajmującego się regionalizmem i powiedziała: „My możemy to kupić. Przyjedziemy i zabierzemy wszystko”. Ale ja nie chcę , żeby to wywieziono w inne strony, te eksponaty pochodzą stąd i tu powinny pozostać.
– Bardzo dziękuję za rozmowę i zapraszam naszych czytelników, by przy okazji podróży po kraju odwiedzili Muzeum Wsi w Narwi. Pan Marian Święcki na pewno powita ich serdecznie.
Rozmowę przeprowadziła Teresa Kołakowska.
Red. A.S.
Źródło: „Kultura Wsi” 2016 nr 9